Pustelnik miasta

Życie Duchowe • WIOSNA 78/2014
Fot. Robert Więcek SJ

Myśląc o postaci ojca Pierre-Marie Delfieux (1934-2013), zastanawiam się, czy za kilkadziesiąt lat nie będzie on nazwany jednym ze współczesnych Ojców Kościoła. W jego osobie zamyka się słowo o „rzeczach starych i nowych” (por. Mt 13, 52) oraz doświadczenie XX wieku szukającego swego sensu.

 

Ewangelia i Eucharystia, milczenie i modlitwa

Ojciec Delfieux święcenia kapłańskie przyjmuje w 1961 roku. Ma wtedy dwadzieścia siedem lat. Zostaje duszpasterzem paryskiej Sorbony i w Grand Palais, w bliskości uniwersytetu i studentów – młodych, energicznych, kwestionujących zastany porządek. Dla młodego księdza to czas mierzenia się z ich pytaniami, z pytaniami świata naukowego, a z pewnością i z własnymi. Sam studiuje dalej: doktorat z teologii, studia na kolejnych kierunkach – socjologii i filozofii. Czas nie jest tu bez znaczenia: rewolucja młodzieżowa 1968 roku na uniwersytecie i w lewicującej Francji.

Wyrusza do samych źródeł. Najpierw pielgrzymuje do Ziemi Świętej, później, wzorem patriarchów, proroków i Ojców Pustyni, dwa lata przebywa w pustelni na Saharze: w Beni-Abbes, które należy do wspólnoty Małych Braci Jezusa, a następnie na górze Assekrem, malowniczo położonej w masywie Hoggaru, gdzie swoją pustelnię miał bł. Karol de Foucauld. Po czasie wdrożenia się do życia pustelniczego ojciec Pierre-Marie własnoręcznie buduje swoją pustelnię, kamień po kamieniu. W dzień żar tak wielki, iż zdaje się, że ziemia pęknie, w noc przeraźliwe zimno. Pustelnię stawia na drugim końcu płaskowyżu, w oddaleniu od innych. Chce być sam.

Ewangelia i Eucharystia, milczenie i modlitwa – niczego, co zbędne. Tysiące pytań, a wśród nich te najważniejsze: Jak żyć Bogiem dzisiaj? Marzy mu się życie monastyczne, jednak klauzura i opuszczenie świata odstręczają go. Z drugiej strony pozostawiony świat zniechęca do powrotu: jest zbyt hałaśliwy, zbyt neurotyczny. Co robić? Gdzie naprawdę jest jego miejsce? W 1974 roku Delfieux przypadkowo czyta fragment francuskiej gazety wydanej dwa lata wcześniej. Przedrukowano w niej apel kard. Françoisa Marty’ego, w którym mówi on, że Paryż potrzebuje mnichów na miarę 2000 roku. Być mnichem w mieście?

Pierre-Marie wraca, aby stanąć przed kardynałem i podjąć zadanie stworzenia zakonu, który będzie oazą ciszy i modlitwy pośrodku gwarnej pustyni miasta. Same sprzeczności – w sam raz na miarę współczesnych czasów. Przez rok żyje jeszcze samotnie w centrum miasta, w małym mieszkaniu. Zaczyna „szukać towarzyszy”, niczym św. Franciszek z Asyżu czy św. Ignacy Loyola. Po dziewięciu miesiącach dwunastu mężczyzn jest gotowych do wyruszenia wspólną drogą. Pierre-Marie Delfieux ma wtedy czterdzieści jeden lat i jest w pełni ukształtowany. Wie, że to, co robi, nie jest już jego prywatną zachcianką. W 1975 roku dwunastu pierwszych braci odśpiewało oficjum. Rozpoczęła się historia Jerozolimskich Wspólnot Monastycznych.

 

Pośród miejskiego rytmu życia

Myśl ojca Pierre-Marie Delfieux może zaskakiwać: miasto jako miejsce biblijne, miejsce spotkania z Bogiem. Zatem nie pustynia, ulubiony bezkres pustelników i demonów, i nie klasztor położony na odludziu, próbujący w ten sposób urzeczywistnić utracony raj. Myśl ojca Delfieux zdaje się iść na przekór pobożnym wyobrażeniom. Nie w ciszy, ale pośród rytmu życia miasta. Nie w oddaleniu od ludzi, ale przebywając wśród nich. I wreszcie: nie wyróżniając się spośród mieszkańców miasta, ale razem z nimi poszukując pracy, pracując, wynajmując mieszkania, stojąc w korkach…

Jerozolimskie Wspólnoty Monastyczne wydają się nietypowe, ponieważ postępują wbrew ogólnym wyobrażeniom o monastycyzmie i szukaniu Boga. Myśl ojca Delfieux jest jednak całkowicie biblijna. Nowy Testament kończy się obrazem miasta opisanym w Apokalipsie. Miasto Święte – Jeruzalem Nowe ujrzałem zstępujące z nieba od Boga, przystrojone jak oblubienica zdobna w klejnoty dla swego męża. I oto usłyszałem donośny głos mówiący od tronu: „Oto przybytek Boga z ludźmi: i zamieszka wraz z nimi, i będą oni Jego ludem […]” (Ap 21, 2-3). Po górskich szczytach, nocach i dniach spędzonych na pustyni, czuwaniach w świątyniach, po wszystkich tych niejako uprzywilejowanych miejscach, gdzie Bóg przemawiał, na końcu pozostaje tylko jedno miejsce: miasto.

 

Jerozolimskie Wspólnoty Monastyczne

Zwykło się mówić, że po Soborze Trydenckim nie powstały już zakony. Jak gdyby reformacja ostro podzieliła świat wiary na średniowiecze i czasy nowe, niemożliwe do uchwycenia w dawnych formach życia duchowego. Jakby podważona została i niemożliwa do przywrócenia potrzeba istnienia zakonów. Po Trydencie powstają towarzystwa, zgromadzenia, wspólnoty, ale nie zakony. Reguły zakonne, zgodnie z tradycyjną zasadą raczej powielają to, co sprawdzone. Jest jakaś nieśmiałość w bogactwie życia wspólnotowego po Trydencie: dokument, który teraz określa tożsamość, to już nie reguła, ale konstytucje.

Mimo bogactwa potrydenckiego życia duchowego, by wspomnieć dla przykładu jezuitów i Ćwiczenia duchowne ich założyciela św. Ignacego Loyoli, litera życia monastycznego nie odważa się sięgnąć po nazwę reguły. W zasadzie nieśmiałość ta trwa aż do wieku XX, gdy pojawiają się Jerozolimskie Wspólnoty Monastyczne. Nie dość, że proponują coś nowego w monastycyzmie – wybitnie miejski charakter, świadomie podejmowana praca, swoista rodzina monastyczna – to śmiało pozwalają się przejrzeć rzeczywistości we własnej regule. Tak właśnie: w regule. Niech nas jednak nie dziwi ta zaskakująca śmiałość duchowych synów i córek Pierre-Marie Delfieux. Jerozolimskie Wspólnoty wywodzą się z samego początku monastycyzmu: z pustyni.

Charyzmat i „reguły” Wspólnot Monastycznych Pierre-Marie Delfieux opisał w – Jeruzalem. Księdze życia (Livre de vie)1. Nie da się przecenić znaczenia tego tekstu dla współczesności. Patrząc, jak rezonują w świecie chrześcijańskim Jerozolimskie Wspólnoty, jestem przekonany, że Księga życia ma wewnętrzną siłę, aby stawać się współczesnym odpowiednikiem Reguły św. Benedykta w każdym z jej wymiarów: kulturalnym, liturgicznym, monastycznym i duchowym.

Poprzez dialogiczny charakter wyrażony w bezpośrednim zwracaniu się do czytelnika Księga życia daleko wykracza poza standardową literę większości reguł. W cierpliwej lekturze staje się tekstem, który można by zestawić z O naśladowaniu Chrystusa Tomasza a Kempis. Pogodny ton, rozległe marginesy zamyślenia, realność myśli, przy jednoczesnym wystrzeganiu się dogmatyzmu. Wskazania – w istocie radykalne, jednak poruszane wewnętrznym poczuciem wolności. Habit, milczenie, asceza, praca? Zdaje się, że za większością z nich brzmi ciepły głos: nie przywiązuj do tego większej wagi, niż to konieczne. Nie bez znaczenia jest pierwsze słowo Księgi życia: „Kochaj” (Księga życia, 1). Nie bez znaczenia jest także słowo „radość”, któremu został poświęcony cały ostatni rozdział (por. Księga życia, 178-182). Te dwa słowa-wezwania, oddzielone rozdziałami o czystości, modlitwie, pracy i milczeniu, wyznaczają duchowy klimat lektury. Jesteś wolny i jesteś Chrystusowy. To wystarczy.

 

W mieście i z miastem

Pierwszy rok istnienia Jerozolimskich Wspólnot Monastycznych to czas ostatecznego, ale wspólnotowego kształtowania się. To także czas prób i błędów, szukania kompromisów oraz stawiania na radykalizm życia. Jego podstawą stają się trzy śluby monastyczne przeżywane w Kościele posoborowym i współczesnym świecie. Stąd istotne zmiany w dwóch obszarach życia: pracy i życia braterskiego.

Praca wynika z życia w mieście. Bracia i siostry podejmują ją zgodnie ze swoim wykształceniem, predyspozycjami, ale co również ważne: taką, jaką oferuje miasto. To szczególnie istotne w czasach kryzysu gospodarczego, przeżywania skrajności bezrobocia i pracoholizmu. Nie bez znaczenia jest tu wymiar podejmowanej pracy: tylko na pół etatu. Wspólnoty mówią w ten sposób, że przede wszystkim są mnichami. Jak mawiał sam ojciec Delfieux: „Praca pośród świata jest pracą tylko na pół etatu. Cztery godziny dziennie przez pięć dni w tygodniu. Pozostaje nam więc 20 godzin na pozostałe zajęcia (życie wspólnotowe, życie w celi, modlitwę osobistą, liturgię, przyjmowanie innych, studia, samotność) i dwa pełne dni w tygodniu, w które nie oddajemy się pracy zewnętrznej czy świeckiej. Pozwala nam to zaznać pewnej solidarności z innymi mieszkańcami miasta, być może czyni nas to bardziej wiarygodnymi w ich oczach, z pewnością zaś przypomina nam obowiązek dany wszystkim przez Boga – byśmy za przykładem Jezusa, Józefa i Maryi w Nazarecie zarabiali każdego dnia na swe życie pracą rąk własnych”.

Życie wspólnotowe przeżywane jest inaczej, w sposób wymuszony przez miasto. Wspólnota wzbrania się przed kupowaniem mieszkań. Oczywiście, ma przydzielony jej kościół, jednak nie buduje wokół niego kompleksu mieszkalnego dla mnichów. Bracia i siostry wynajmują mieszkania pośród innych mieszkańców miasta. W ten sposób stanowią nie tylko „ruchomą ławrę” pustelników, lecz także jeszcze bardziej żyją życiem zwykłych ludzi: pośród hałasu, tłoku i problemów komunikacyjnych. W ten sposób pokazują, że można modlić się w mieście, pośród miasta i z miastem. Wynajmowanie mieszkań, czyli odmowa posiadania i gromadzenia, praca na pół etatu nie jest wyrazem snobizmu. Przeżywane jest to w duchu kontestatorskim: z jednej strony jako podjęcie życia ryzykownego (w każdej chwili można przecież dostać wypowiedzenie z pracy lub wynajmu), z drugiej jako świadectwo, że prymat życia polega na modlitwie.

 

Cisza modlitwy w mieście

Doświadczenie akademickie i doświadczenie pustyni sprawiło, że ojciec Delfieux jak żaden inny z duchowych ojców współczesności opisał duchową kondycję człowieka przełomu wieków. Do największych wyzwań zaliczył brak jedności wewnętrznej oraz nieumiejętność życia w ciszy.

Rozbicie wewnętrzne stało się cechą wyróżniającą współczesną osobowość oraz duchowość. Wypala, aż do zmęczenia samym sobą, aż do wyczerpania, uporczywe poszukiwanie czegoś nowego, byleby tylko siebie nie spotkać. Tradycja monastyczna zna od dawna ten opis pod pojęciem acedii. Jej duchową definicję podaje Ewagriusz z Pontu, jeden z Ojców Pustyni: „Umiłowanie sposobu życia demonów”. Życie demonów, a dalej człowieka dotkniętego acedią, to stan wewnętrznego rozdarcia, sprzeczności, konfliktów z otoczeniem i samym sobą. Św. Tomasz z Akwinu definiował acedię jako tristitia, czyli smutek. To pustka w duszy, wyczerpanie religijne, apatia, znudzenie dobrem.

Acedia jest łapczywa: obejmuje także powolność, senność ciała i umysłu, zaniedbanie samego siebie. Towarzyszy temu ciekawość rozumiana bardziej jako ciągły niepokój umysłu, uporczywe poszukiwanie czegoś, wraz z nieumiejętnością skupiania się na wybranej rzeczy. Nieustanne poszukiwanie, drażniąca podnieta umysłu nie przynosi ukojenia. Nie odnajdujemy celu. Zdaje się, że im usilniej poszukujemy, tym bardziej nie wiemy czego. Umysł staje się coraz bardziej wyczerpany, umęczone tą sytuacją są ciało i dusza. To wreszcie horror loci – zgroza miejsca, która gna nas z jednego miejsca na inne, często bardziej mentalnie niż fizycznie. Wciąż próbujemy nadążyć za światem, złapać kilka okazji naraz, wysłuchać wszystkich newsów.

Wobec tego ojciec Delfieux w Księdze życia pisze: „By oświecić swój umysł – módl się. By rozeznać swą drogę – módl się. By zjednoczyć swą osobowość – módl się” (Księga życia, 15). To wszystko, chciałoby się powiedzieć. Wszystko zaczyna się w ciszy. Nie znajduję tu „łatwych” rozwiązań, prawdziwy namysł nad kondycją duchową nas, współczesnych. W rozdziale Mnisi i mniszki czytamy: „Mnich jest także jeden (unus). Zjednoczony, aby jednoczyć. Zjednoczony w sobie samym i zjednoczony z braćmi. […] To nie samotność jest dobrem sama w sobie, ale zjednoczenie […]. Ty sam bądź więc najpierw terenem twego własnego zjednoczenia: pozwól Duchowi, aby z wolna przywracał w Tobie pierwotną harmonię; pozwól, by Boży ogień strawił w tobie wszystko, co zanieczyszcza szczere złoto; pozwól, by woda Chrystusowego boku obmyła twą szatę i twe grzechy”. Ojciec Delfieux zamyka te rozważania myślą św. Teodora Studyty: „Trwając w pokoju z sobą samym, staniesz się źródłem pokoju dla innych” (Księga życia, 74).

Wydawać by się mogło, że żyjąc pośród gwaru i nieustannej mowy miasta, należy nauczyć się technik życia w hałasie. Przesłanie Delfieux jest zupełnie inne: nie ma tajemnej wiedzy i nie ma tajnych technik. Jedyną odpowiedzią na hałas może być tylko cisza. „W pracę, na ulicę, gdy idziesz lub wracasz samotnie lub publicznym środkiem lokomocji, w zgiełk miasta, wnoś ze sobą tajemnicę wewnętrznej ciszy. Każdego dnia stwarzaj wielkie przestrzenie milczenia, a kiedy przychodzi wieczór, rozmyślaj na swoim posłaniu w pokoju i ciszy. Bóg żyje w tobie, słuchaj Go. Milczenie jest wzlotem twojej modlitwy w sercu miasta i codziennym pokojem twej duszy” (Księga życia, 31).

Oczywiście miasto będzie się wdzierać w liturgię i modlitwę osobistą. W twojej mocy jest jednak – jak przekonuje ojciec Delfieux – tworzyć wokół siebie przestrzenie ciszy. Pragnij ciszy, nie zwalczaj hałasu hałasem. Pozwól mu się zmęczyć, pamiętając, że twoją mową jest milczenie, a twoim dźwiękiem cisza. Nieraz będzie oznaczało to godzinną medytację co tydzień w czwartek, na pamiątkę Getsemani, gdzie Apostołowie nie potrafili czuwać z Jezusem nawet przez godzinę. Innym razem będzie to wierność codziennej liturgii oraz swojego mieszkania – celi. W ten sposób, przez codziennie podejmowany trud modlitwy, wkracza się w obszar ciszy. „Cisza nauczy cię budować w sobie człowieka wewnętrznego, który co dzień winien odnawiać się na obraz swego Stwórcy. Cisza uporządkuje cię wewnętrznie, gdy będziesz niespokojny, kuszony, zmęczony. Nauczy cię panowania nad sobą i powściągliwości” (Księga życia, 36).

 

Pierre-Marie Delfieux zmarł 21 lutego 2013 roku, po ciężkiej chorobie. Jeszcze w tym samym roku, mimo złego stanu zdrowia, odbył pielgrzymkę do Jerozolimy. Jakby chciał się pożegnać z tym jednym Miastem. Arcybiskup Paryża kard. André Vingt-Trois mówił w homilii pogrzebowej ojca Delfieux, że „wiara nie jest jedynie dziedzictwem jakiejś utraconej cywilizacji, jest ona tyglem, w jakim zostaje doświadczona wola kroczenia za Chrystusem i objawiania Jego obecności w sercu świata. Dlatego też życie kontemplacyjne w sercu miasta nie jest po prostu jakimś egzotycznym doświadczeniem w porównaniu z innymi formami życia monastycznego. Jest ono doświadczeniem wejścia i uczestnictwa w walce duchowej, która naznacza całe doświadczenie Kościoła”. Rzeczy „stare i nowe” zamknęły się w jednej osobie.

1 Jeruzalem. Księga życia. Monastyczne Wspólnoty Jerozolimskie, Ząbki 2012. Dalej: Księga życia.