Na początku jest informacja

Z ks. Grzegorzem Strzelczykiem rozmawia Bartłomiej Sury
Życie Duchowe • JESIEŃ 96/2018
Dział • Rozmowy duchowe
Fot. z arch. ks. Grzegorza Strzelczyka

[…] Jeden z ojców rewolucji cyfrowej, Nicholas Negroponte, mówi: „Świat cyfrowy jest inherentnie skalowany” – oznacza to, że ciągłe przekształcanie i zmienianie należy do jego natury. To się pokrywa z tym, co Ksiądz powiedział na temat teologicznej natury rzeczywistości, która nieustannie się przekształca, lecz nie ginie.

„Bądźcie płodni i rozmnażajcie się” – ten nakaz ustawia perspektywę antropologii chrześcijańskiej w bardzo dynamicznej linii. „Tu się coś dzieje, a wy macie uczestniczyć w tym dzianiu się”. Do tego dochodzi judeochrześcijańska koncepcja czasu, który jest czasem liniowym. Istnieje początek czasu. Mamy nadzieję, że istnieje również jego koniec, który jednak jest pewnym przekształceniem, a nie ostatecznym końcem.

To koniec pewnego etapu.

Po tym końcu wciąż mówimy o pewnej liniowości. To koniec tej formy funkcjonowania materio-informacji. Po drodze mamy do czynienia z nieustannie dziejącą się historią. Mocno podkreślała to dwudziestowieczna teologia, zwłaszcza z odkrytą na przełomie XIX i XX wieku ideą historii zbawienia. Mamy do czynienia z „dzianiem się” Bożego zbawienia.

Łaska buduje na naturze. W Evangelii Gaudium Franciszek dopowiada: „łaska buduje na kulturze”. Ja dopowiedziałbym: „łaska buduje na historii”. Jeden z elementów procesu, jakim jest historia świata, to działanie Boże. Bóg uzupełnia i dodaje nowe informacje. On cały czas uczestniczy w tym procesie.

Dochodzimy do metafory, do której często się uciekam, gdy mam wyjaśnić, czym jest działanie Opatrzności Bożej. Metafora backdoor. Bóg tak stworzył świat, że być może nigdy nie wykryjemy Jego działania w czasie rzeczywistym, jednak to działanie cały czas jest obecne. Możemy jedynie w niektórych momentach podejrzewać, że to działanie nastąpiło. Podobnie użytkownicy systemów komputerowych czasami odkrywają nową funkcję. Niedawno ze szczerą radością odkryłem, że bank przestał do mnie wysyłać SMS-y, mogę natomiast potwierdzić operację w aplikacji na smartfonie.

Co to oznacza w praktyce? W czasie rzeczywistym ktoś dokonał modyfikacji oprogramowania na poziomie serwera administratora, ale też na poziomie klienta. Nie zauważyłem tego, chociaż na bieżąco używam aplikacji bankowej. Zauważyłem dopiero skutek tej modyfikacji. Nie wiem nawet, w którym momencie zaszła zmiana. Gdybym nie wiedział, jak to się dzieje, mógłbym pomyśleć na przykład tak: „ta funkcja zawsze tu była, ale wcześniej jej nie zauważyłem!” albo „to naturalny proces rozwoju oprogramowania, program sam się rozwija”.

Gdy zdarza się zjawisko określane jako „cud”, możemy je interpretować na kilka sposobów: albo działanie Boże, albo działanie naturalne, albo działanie Boże sprzężone z działaniem naturalnym. Jeśli przyjmiemy, że Bóg jest w nieustannym informacyjnym kontakcie z rzeczywistością, to właściwie nie ma czegoś takiego jak działanie naturalne w sensie ścisłym. Zawsze jest jakiś rodzaj informacji, który w pewnym momencie został „wstrzyknięty” do systemu albo było to „wstrzyknięcie pierwotne”…

…takie, którego wcześniej nie dostrzegliśmy.

Pytanie, czy algorytm początkowy nie przewidywał scenariusza, który się wydarzył.

Funkcja włączyła się dokładnie wtedy, na kiedy została zaplanowana na początku tworzenia systemu.

Anzelm z Canterbury twierdzi, że Bóg jest najdoskonalszą z istot, jakie możemy sobie wyobrazić. W tym przypadku nie zgadzam się z nim – Bóg musi być nieskończenie doskonalszy od najdoskonalszej istotny, jaką możemy sobie wyobrazić. A zatem, jeśli Bóg taki jest, to wielce prawdopodobne, że ogarnia jakikolwiek, nawet najbardziej skomplikowany system. My się natomiast poddajemy – są tak złożone systemy, że ludzki umysł nie zdoła ich ogarnąć.

W danym momencie historii zastajemy świat z daną pulą informacji. Bóg nie jest Nieruchomym Poruszycielem i w toku historii dodaje informacje. W gruncie rzeczy oznacza to, że ilość informacji w świecie powiększa się.

Tak. Wszechświat się rozszerza. Informacji jest coraz więcej. Jest to widoczne również w chrześcijańskim rozumieniu Objawienia. Zakładamy przecież, że Duch Święty przyczynia się do pogłębienia zrozumienia objawienia. Innymi słowy, wiemy coraz więcej.

O tym mówi też Sobór Watykański II…

Mówi o tym wprost w Konstytucji Dei Verbum. Bardzo lubię cytat z jednego ze średniowiecznych teologów: „nie jesteśmy nikim innym jak tylko karzełkami, ale widzimy dalej niż wszystkie poprzednie pokolenia, bo stoimy na ramionach olbrzymów”. Człowiek nieustannie odkrywa kolejne połacie informacyjne. Najzabawniejsze jest to, że wieczna szczęśliwość, a więc cel ostateczny człowieka, opisywany jest w teologii chrześcijańskiej w kategoriach poznawczych.

„Ujrzymy Go takim, jakim jest”.

Używamy metafory „widzenia uszczęśliwiającego”, bo to zmysł, który dostarcza nam najwięcej informacji. Widzenie jest ze swej natury poznawcze. Mistycy uznają właśnie poznanie za owoc zjednoczenia. W Bogu widzi się całą rzeczywistość. Mistyk doświadcza absolutnej harmonii rzeczywistości, ale nie wyciąga z tego konkretnych wniosków dla nas. On zrozumiał świat na głębszym poziomie.

Zobaczył sposób działania systemu, ale nie wie, jak to zostało zakodowane…

Musiałby opowiedzieć o tym, jak działają poszczególne algorytmy, a on zobaczył działanie systemu.

Nie siedzi w głowie Programisty.

Ale posługuje się językiem dotyczącym poznania. Ostatecznie Miłość doprowadza do doświadczeń z dziedziny wiedzy. Z miłowania braci następuje zjednoczenie, a ze zjednoczenia następuje poznanie. Zataczamy krąg i wracamy do rdzenia pierwotnego objawienia biblijnego – dlaczego tak ważne jest drzewo poznania dobra i zła?

Poznalibyśmy zbyt wiele i zbyt szybko?

Być może. Zły użytek z wiedzy. Chcieliśmy panować.

Wejść do systemu i kodować…

To była hakerska próba włamania. Z zasady nie majstrujemy przy tym systemie.

Ale możemy go poznawać, widzieć owoce tego systemu.

Możemy wykorzystywać jego możliwości. Co więcej – w pewnych miejscach możemy ingerować. Mamy API – interfejs użytkownika dostosowany do naszych możliwości. Bóg opowiada nam o tym interfejsie: „Nie jedz z tego drzewa”, „Nie zabijaj” i tak dalej. A zatem: nie używaj tego rodzaju informacji. My jednak chcemy hakować. Tak hakowaliśmy, że gdy złośliwy kod wniknął do systemu, do dziś nie potrafimy go wyrzucić.

Pokusę też można wyjaśnić w kategoriach informacyjnych. Jest lato, mężczyzna idzie ulicą i widzi kobietę. Dotarła do niego określona informacja. Trzeba ją przetworzyć i coś z nią zrobić.

Pismo opisuje również relację seksualną w kategoriach poznawczych. Terminologia cyfrowa uwalnia nas od fatalistycznego myślenia, że świat zmierza ku upadkowi. Istnieje rodzaj fundamentalizmu, który technologię uznaje za rzeczywistość z gruntu złą.

Antropologia znacznej części protestantów zakłada zdecydowany pesymizm. Podejrzane jest wszystko, co człowiek robi po grzechu pierworodnym. W pewnym momencie przejęliśmy ten rodzaj myślenia. Próbował na to zareagować Pierre Teilhard de Chardin ze swoim widzeniem ewolucji jako procesu, który jest nośnikiem zbawienia. Zbawienie i stworzenie nie są od siebie oddzielone, nie stoją w opozycji, lecz są komplementarne – to jest wizja, w którą wierzy katolicyzm. Większość z rzeczy, które udało nam się zrobić w ramach cywilizowania się, to rzeczy dobre. Jest kilka mocno nieudanych przedsięwzięć i jeszcze więcej zastosowań rzeczy udanych do bardzo głupich celów. Trzeba się uderzyć w piersi. Zresztą robimy to. Mamy przecież encyklikę Laudato si’. Ona jest wynikiem poważnej samoświadomości cywilizacji i Kościoła.

Krzepiąca jest myśl, że teologia i teoria informacji uzupełniają się. Z drugiej strony dziś doświadczamy nadmiaru informacji. Czy to oznacza, że zbyt dużo informacji jest dla człowieka nie do zniesienia? A może to kwestia porządkowania? Nicholas Negroponte mówi, że w rzeczywistości cyfrowej szczególnie istotna jest „informacja o informacji”, etykietowanie informacji, nadawanie pewnego porządku.

Tu znów kodowanie jest dobrym punktem odniesienia. Gdy się pisze rozbudowany kod, czyli długi program, niezwykle istotne jest to, żeby w którymś momencie zacząć bardzo uważnie wprowadzać do tego kodu komentarze, dbać o strukturę, odpowiednie nazywanie zmiennych. Jeżeli się tego nie zrobi, programista pogubi się we własnym kodzie. Informatycy są przed tym przestrzegani podczas studiów, a jednak człowiek zwykle uczy się na własnych błędach, to znaczy rozwija kod do punktu, w którym sam zaczyna się gubić. Następnie program przestaje działać i trzeba godzinami czytać własny kod od nowa. To bardzo uciążliwy proces.

Oznacza to, że w przetwarzaniu informacji konieczna jest pewnego rodzaju asceza. To ona pozwala powstrzymać się przed wchłanianiem wszystkiego jak leci. Dziś pojęcie chrześcijańskiej ascezy wraca z nową mocą w odniesieniu do sfery informacji. Przede wszystkim powinienem zacząć ograniczać wpływ. Pierwszy wymiar ascezy zawsze polega na ograniczeniu czegoś.

A więc nie odciąć, usunąć, ale ograniczyć…

Asceza nie polega na tym, że nie jem w ogóle, ale na tym, że jem mniej. Asceza uczy wybierania i chroni przed przesytem, spasieniem się. My dziś jesteśmy otyli informacyjnie, a przez to potwornie ociężali.

Może dlatego, że pobieranie informacji przychodzi współcześnie bez wysiłku?

Leżymy nad żłobem i możemy żreć. Prawdopodobnie przyczyną jest nie tylko przyrastanie informacji, ale też fakt, że ten przyrost dokonał się akurat w czasie, kiedy jako cywilizacja byliśmy antyascetyczni. Kultura po 1968 roku z wielkim trudem radzi sobie z jakimkolwiek samoograniczeniem. Powoli zaczyna się to zmieniać. Razem z dominującą kulturą fizycznego treningu i ćwiczeń wraca również trochę ascezy. Innymi drzwiami, bez motywacji religijnej, ale wraca.

Google zdiagnozowało, że 70 proc. użytkowników ich narzędzi chciałoby otrzymać wsparcie w mądrzejszym „balansowaniu” między światem cyfrowym a realem. W związku z tym firma chce wprowadzić program „Digital Wellbeing”, a na jego stronie czytamy: „dobra technologia powinna polepszać nasze życie, a nie dekoncentrować” [https://wellbeing.google/]. Być może w przypadku firmy Google jest to dalekosiężne myślenie biznesowe i obawa, że ze smartfonem może być trochę tak jak z papierosami…

Nie będzie tak jak z papierosami, ponieważ papieros zaspokaja potrzebę, której nie musimy zaspokajać albo możemy ją zaspokoić w inny sposób. Nie uwolnimy się już z cyberprzestrzeni. Mam tu na myśli szeroką definicję tego słowa – kontakt z maszynami liczącymi. Z wielu powodów jest to niemożliwe, ale przede wszystkim dlatego, że tak żyje się wygodniej. Chętnie przyjmę interfejs, który będzie bezpośrednio podłączony do mojej głowy.

Na pewno? Nawet, gdyby oznaczało to trwałą ingerencję w Księdza biologiczny organizm?

Klawiatura również jest trwałą ingerencją w mój biologiczny organizm, tyle że fizycznie pozostaje na zewnątrz. Pozornie, bo nie jesteśmy w stanie bez niej funkcjonować.

Idzie Ksiądz po linii transhumanistów. Rzeczywistość biologiczna człowieka podlega takim przekształceniom, że uzupełnianie ciała o technologię jest w gruncie rzeczy nieuniknione.

Już się to dokonało. Niektórzy filozofowie informatyki powiadają, że człowiek jest częścią interfejsu komputera. Wiem, że brzmi to okropnie.

Rzeczywiście, gdy kilka razy wypowiemy to zdanie na głos, ciarki przechodzą…

A jednak w taki sposób projektuje się duże systemy informatyczne – myśląc o człowieku jako części interfejsu. Pytanie brzmi, czy nie jest to po prostu kolejna faza ewolucji? Nie wiem. Nie mówię jako etyk, kwestie etyczne odkładam teraz na bok. Z pewnością w tej przestrzeni jest wiele niebezpieczeństw zrobienia sobie potężnej krzywdy i powinniśmy mieć tego świadomość. Z drugiej strony musimy patrzeć na to, co faktycznie się dzieje. „Cyborgizujemy się”, odkąd pojawiły się PC-ty, odkąd komputer osobisty na stałe zagościł w naszych domach.

[…]

Fragmenty wywiadu z ks. Grzegorzem Strzelczykiem. Całość można przeczytać w jesiennym numerze „Życia Duchowego” (96/2018).