Udzielanie Ćwiczeń duchownych

Życie Duchowe • ZIMA 77/2014

Konferencja wygłoszona w czasie spotkania z osobami pracującymi w jezuickich domach rekolekcyjnych, Gdynia, 24 września 2012 roku.

Cieszę się, że są z nami nie tylko jezuici, lecz także nasi współpracownicy – osoby konsekrowane i świeckie, które wspierają nas w naszym dziele. To tradycja sięgająca czasów św. Ignacego Loyoli. Ojciec Ignacy był świadomy, że w zaangażowaniu na rzecz królestwa Bożego, w tej ogromnej misji, jezuici sami nie dadzą rady i potrzebują wsparcia. Nawet jeśli jezuitów byłoby wielu, to i tak królestwo Boże zawsze będzie większe.

Dzieło Ćwiczeń duchownych

W dziele udzielania Ćwiczeń duchownych, by właściwie pełnić tę posługę, ważna jest refleksja nad nią. Cieszę się, że sami o tym mówicie, sami siebie pytacie o sposób waszej posługi: czy to, co robicie, jest dobre, czy można to robić lepiej.

Chciałbym w tym kontekście zwrócić uwagę na zagrożenie powierzchownością. Na jednym ze spotkań w środowisku uniwersyteckim mówiliśmy wręcz o globalizacji powierzchowności. Jezuici, którzy pracują w centrach duchowości czy domach rekolekcyjnych i chcą odpowiedzieć na bardzo liczne potrzeby, nieraz czują się przepracowani. Nie mają czasu zaplanować nowych inicjatyw, nie mają czasu na własną formację czy działalność pisarską. Ważne, byście zdawali sobie z tego sprawę.

Sposobem wyjścia z tej sytuacji jest między innymi pogłębianie zagadnień. Na to jednak trzeba czasu, spokoju serca i zdolności do refleksji. Wielu jezuitów chce dziś podtrzymywać te same prace, te same obciążenia, które Towarzystwo Jezusowe miało w przeszłości, gdy jezuitów było dwa razy więcej. To z kolei sprawia, że bez rezygnacji z pewnych prac i zaangażowań brakuje czasu i wewnętrznego pokoju na pogłębianie.

Wiąże się z tym wspomniana formacja stała, zarówno jezuickich rekolekcjonistów, jak i ich świeckich współpracowników. Wszyscy: jezuici i współpracownicy potrzebujemy nieustannego kształcenia się, pogłębiania zdolności i wiedzy. Wielu z was ma poczucie takiej potrzeby, by jednak odpowiedzieć na to pragnienie, konieczny jest czas i pokój serca. Potrzeba takiego rytmu pracy, który nie jest przeciążony. Ostatecznie musimy pogodzić się z tym, że jesteśmy ograniczeni, że nie możemy robić wszystkiego. Od czasów św. Ignacego bardzo charakterystyczna dla Towarzystwa jest konieczność rozeznawania, co winniśmy czynić, a co musimy odłożyć, ponieważ nie wszystko da się zrobić.

Z czasów moich studiów filozoficznych pamiętam jedną z definicji filozofii, która brzmiała: filozofia zaczyna się od wolnego czasu. Myślę, że słowa te nie dotyczą tylko filozofii, lecz także teologii i duchowości. Wszystkie głębokie sprawy potrzebują wolnego czasu.

Magis w udzielaniu ignacjańskich rekolekcji

Wierzę, że magis jest tym, co już czynicie. Natomiast nowym kierunkiem byłaby swoista adaptacja udzielania Ćwiczeń. Dla św. Ignacego adaptacja oznaczałaby możliwość pewnego duchowego ruchu, konieczność zmiany, kiedy zachodzi taka potrzeba. To bardzo ważne w posłudze duchowej, ponieważ na co dzień macie do czynienia z wieloma osobami, których sytuacja duchowa jest różna i których tempo rozwoju jest inne. W tych odmiennych sytuacjach zawsze potrzeba jakiejś adaptacji w dawaniu Ćwiczeń.

Drugi punkt, na który wskazałby Ignacy jako sposób realizacji magis, to realizm. Wiemy, że to, czego pragniemy, ma się przez formację wydarzyć, a jeśli się jeszcze nie wydarzyło, to nie ma sensu śpieszyć się z następnym krokiem. Gdy św. Ignacy dawał Ćwiczenia, zwracał uwagę na zdolność do rozwoju danej osoby. Jeśli tej zdolności nie było, jeśli rozwój nie następował, Ignacy mówił: „Spotkamy się, kiedy ten wzrost nastąpi. Wtedy ruszymy dalej”. Ojciec Ignacy przygląda się motywacjom, pragnieniom, zdolności osobowej do wzrostu.

To fundamentalne kryteria potrzebne do tego, by stwierdzić, czy dana osoba jest gotowa do postępu na drodze rozwoju. Na nic się zda, jeśli udzieliłem Ćwiczeń dwóm tysiącom osób, a tylko trzy z nich dzięki nim doświadczyły wzrostu. Wtedy trzeba powiedzieć, że tak naprawdę dałem Ćwiczenia trzem osobom. Takiego podejścia nauczyłem się, mieszkając w Azji. Mistrzowie duchowi są tam ludźmi patrzącymi w serce, a nie na formy zewnętrzne czy pozory wzrostu. Patrzą na wzrost wewnętrzny. Duchowość azjatycka mówi o trzecim oku, które patrzy w serce. Jeżeli uczeń nie wzrasta, wtedy mówi się mu „do widzenia”.

 Kolejny, trzeci wymiar magis to pewien rodzaj wysiłku i walki, by wzrastać. Bez tego zmagania nie ma wzrostu. Jak wiecie, św. Ignacy zalecał powtórki, powracanie do pewnych rzeczy, by je pogłębiać. Wzrost nie jest nigdy ani automatyczny, ani łatwy. I nie jest to kwestia wieku, a głębi. Nasuwa się w tym kontekście historyjka o proboszczu i jego wikarym. Podczas sprzeczki proboszcz w końcu użył argumentu: „Pamiętaj: ja mam trzydzieści lat doświadczenia!”. Młody wikary odpowiedział: „Nie, ma ksiądz tylko jeden rok doświadczenia powtórzony dwadzieścia dziewięć razy”. Nie chodzi o liczbę lat, tylko o głębię, o zdolność do uczenia się i refleksji.

Ćwiczenia a duchowa sytuacja współczesnej Europy

Myślę, że obecna sytuacja w Europie jest bardzo podobna do tej z czasów św. Ignacego. To sytuacja wielkich zmian społecznych. W XVI wieku Kościół był w bardzo trudnym położeniu, w o wiele trudniejszym niż dziś. Św. Ignacy wziął z tradycji chrześcijańskiej to, co było najlepsze, by pomóc ludziom wejść w głąb. W każdej sytuacji duszpasterskiej, nie tylko w dawaniu Ćwiczeń, lecz także w pracy parafialnej, w szkole, ważne staje się pytanie o to, co dzieje się w sercu ludzi, do których jesteśmy posłani. Co dzieje się w ich życiu rodzinnym? Co dzieje się w ich wnętrzu? W jaki sposób Ewangelia może dotrzeć do ich wnętrza?

Ćwiczenia duchowne św. Ignacego są jednym ze sposobów dotarcia do tego wnętrza. Jak sami zaznaczacie, dziś trudno zacząć od samych Ćwiczeń, ponieważ wiele osób przyjeżdża na rekolekcje wręcz bez elementarnej wiedzy katechetycznej, bez podstawowej wiedzy o swojej wierze. Niedawno rozmawiałem z jednym z wykładowców Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie, który uważa, że rzeczą najważniejszą jest dziś preewangelizacja, ponieważ obecnie ludzie nie są gotowi, by słuchać Kościoła, nie cenią Kościoła. Ich problem nie polega na tym, że nie mają wiedzy o Bogu. Nie mają natomiast doświadczenia poczucia Boga. Stracili wrażliwość na świat duchowy, wewnętrzny. A zatem dla nas wyzwaniem będzie obudzenie tego wewnętrznego świata, tej wewnętrznej wrażliwości.

Europa nie straciła Chrystusa, bo Chrystus nie stracił Europy, lecz stała się niewrażliwa. Tyle mamy rzeczy, gadżetów, zewnętrznych spraw, że straciliśmy zdolność słuchania naszego wnętrza. Ćwiczeń powinniśmy udzielać w taki sposób, by osoby uczestniczące w nich doświadczyły, że istnieje owo wewnętrzne życie, chociaż może zostało gdzieś zatracone. Mimo że nieużywane, nadal jest. Tak jak można mówić o preewangelizacji, tak też można mówić o pre-Ćwiczeniach – o takim sposobie ich dawania, który otwierałby ową wewnętrzną wrażliwość, by możliwe stało się pójście dalej. Nasza kreatywność stoi tu przed prawdziwym wyzwaniem, które rzuca nam świat współczesnej Europy. Św. Ignacy mówi w łacińskiej sentencji: Non multa, sed multum. Nie chodzi więc o wiele różnych rzeczy, lecz o głębię, nie o obfitość wiedzy, lecz o pójście w głąb.

Jako dający Ćwiczenia mamy stawać się wrażliwymi ekspertami, którzy potrafią odpowiednio zachęcić i napełnić duchem. Darem, jaki św. Ignacy wniósł do Kościoła, jest właśnie owa wrażliwość podobna do wrażliwości struny w skrzypcach – musi być odpowiednio nastrojona, by drgała, gdy mówi Duch, by brzmiała zgodnie z Nim. Towarzysząc innym, musimy być zasłuchani w ich wewnętrzne brzmienie: Czy pozostaje ono zestrojone z Duchem, czy jeszcze nie? Dlatego św. Ignacy mówi, by w sytuacji pocieszenia zatrzymać się i wracać do niego, ponieważ w owym pocieszeniu serce współbrzmi z Bogiem.

Dla mnie jedną z cnót ignacjańskich jest oderwanie i ignacjańska obojętność. Kiedy bowiem słyszymy, że serce jest dostrojone do właściwej nuty, pozostałe dźwięki nie mają znaczenia, nie mogą przeszkadzać. Dlatego duchowość ignacjańska tak pełna jest dystansu i obojętności: nic nie jest ważniejsze od samego Boga.

Nowe formy udzielania Ćwiczeń

Ilość nowych form udzielania rekolekcji ignacjańskich jest nieograniczona. Moim zdaniem św. Ignacy nie zostawił nam dwóch czy trzech sposobów dawania Ćwiczeń duchownych, ale dał nam ogromną wolność w dostosowywaniu udzielania rekolekcji ignacjańskich w szerokiej perspektywie. Pozostawił nam zasadę wolności, adaptacji, kreatywności, a nie jakieś konkretne formy. Po angielsku mówi się: The sky is the limit – „Niebo jest granicą”. W klimacie wolności z konkretną osobą, wszystkie metody są możliwe, jeśli pomagają jej wzrastać w drodze do Boga.

W różnych częściach świata istnieją już różne nowe formy dawania Ćwiczeń duchownych. Słyszałem ostatnio na przykład, że w Japonii czy w Czechach pastorzy protestanccy odprawiają ignacjańskie Ćwiczenia, ponieważ uznali je za dobry sposób pogłębienia swojego życia duchowego. W różnych domach rekolekcyjnych praktykuje się różne formy dawania Ćwiczeń: rekolekcje weekendowe, rekolekcje pięciodniowe, rekolekcje ośmiodniowe. Istnieje tu ogromna różnorodność. W tej kwestii nie ma żadnych ograniczeń. Z kimkolwiek mielibyśmy do czynienia – z pojedynczym człowiekiem czy grupą osób – do takiej konkretnej sytuacji możemy dostosować formę dawania Ćwiczeń duchownych według metody św. Ignacego Loyoli.

Także wewnątrz grupy należy pozostawić wolność poszczególnym osobom, ponieważ one też w różnym rytmie realizują ignacjańskie propozycje. Myślę na przykład o Ćwiczeniach duchownych dla lekarzy. Inne byłyby rekolekcje dla biznesmenów, bo oni zupełnie inaczej patrzą na świat. Wielka różnorodność to także ludzie młodzi. Kolejne wyzwanie to rekolekcje ignacjańskie dla inżynierów, ludzi techniki, którzy są bardzo konkretni. Jak im przekazać doświadczenie Boga?

Niezależnie od sytuacji metoda udzielania Ćwiczeń duchownych musi być zawsze realistyczna, musi dotrzeć do serca człowieka, bo w sercu jest dynamika, która nas porusza. Wreszcie musi to być sposób, który będzie można ocenić po jego owocach, według przemiany, która dokona się w człowieku.