Światowe Świętowanie Młodzieży

Z Huguesem Barthélemym, wolontariuszem Światowych Dni Młodzieży Kraków 2016, rozmawia Jacek Siepsiak SJ
Życie Duchowe • LATO 87/2016
Dział • Rozmowy duchowe
(Fot. Leszek Kozlowski / Flickr.com / CC BY 2.0)

Tegoroczne Światowe Dni Młodzieży w Krakowie nie są pierwszymi, w których Pan uczestniczy. Dlaczego udział w nich jest dla Pana ważny?

Rzeczywiście już trzy razy uczestniczyłem w Światowych Dniach Młodzieży jako pielgrzym. Pierwszy raz w 1997 roku, w Paryżu. Byłem wtedy nastolatkiem. To było niesamowite wydarzenie, szczególnie dla Kościoła francuskiego. Spodziewano się trzystu, czterystu tysięcy pielgrzymów, a było ich trzy razy więcej. To była ogromna niespodzianka. Od tego czasu Światowe Dni Młodzieży – można powiedzieć – weszły na stałe do kalendarza Kościoła we Francji. W Paryżu była niesamowita atmosfera. Mieszkańcy, zwykle powściągliwi i surowi, czasem wręcz niegrzeczni, byli bardzo pozytywnie zaskoczeni klimatem Światowych Dni Młodzieży. Do Paryża przybyli pielgrzymi z całego świata i w mieście panował nastrój fiesty, zabawy… Ludzie byli po prostu szczęśliwi, mili dla siebie, na przykład w metrze, gdzie paryżanie bywają szczególnie nieprzyjemni. Taka miła atmosfera bardzo się im podobała. To zrobiło na mnie ogromne wrażenie.

Trzy lata później Światowe Dni Młodzieży odbywały się w Rzymie. Było dla mnie oczywiste, że muszę na nie pojechać. Wybrałem się tam razem z kuzynami. Ale zanim dotarliśmy do Rzymu, półtora miesiąca podróżowaliśmy po całej Europie. Pierwszy raz byłem na przykład w Krakowie i już wtedy się w nim zakochałem. W Rzymie też była niesamowita atmosfera, mnóstwo osób… Co prawda po tak długiej podróży byliśmy już trochę zmęczeni, ale mimo wszystko byliśmy zachwyceni. To było coś niesamowitego. Na przykład widok konfesjonałów ustawionych w Circus Maximus, gdzie każdy mógł podejść i wyspowiadać się w swoim języku. Poza tym mnóstwo festiwali, koncertów…

Kolejne Dni Młodzieży odbywały się w Toronto, Kolonii, Sydney, Madrycie i ostatnio w Rio de Janeiro. Ja byłem jeszcze na tych madryckich w 2011 roku, już jako dorosły człowiek. Miałem prawie trzydzieści lat, więc zupełnie inaczej przeżyłem te Dni, inaczej na nie patrzyłem. Pamiętam pewien szczególny moment, kiedy w wigilię Mszy świętej papież Benedykt XVI poprosił młodych o adorację w ciszy Najświętszego Sakramentu. Półtora miliona młodych osób, które przez cały dzień dobrze się bawiły, można powiedzieć „imprezowały”, dwadzieścia minut trwało w ciszy. Towarzyszył temu powiew lekkiego, ciepłego wiatru. Nie mam wątpliwości, że to był Duch Święty. To robiło niesamowite wrażenie. Było coś szczególnego w tym wydarzeniu…

Teraz jako wolontariusz uczestniczy Pan w przygotowaniach do Światowych Dni Młodzieży w Krakowie.

Kiedy trzy lata temu Papież Franciszek ogłosił, że kolejne Światowe Dni Młodzieży będą w Krakowie, pracowałem w Parlamencie Europejskim, ale pomyślałem: „To coś dla mnie. Będę tam albo jako pielgrzym, albo – jeśli będzie taka możliwość – jako wolontariusz”. Półtora roku później straciłem pracę w Parlamencie Europejskim, bo francuski poseł, z którym pracowałem, nie kandydował w kolejnych wyborach i do Parlamentu nie został wybrany.

W Parlamencie Europejskim pracowałem osiem i pół roku. To była dla mnie duża szansa i ciekawe doświadczenie, bez wątpienia. Ciężko jednak w tym środowisku żyć katolikowi, bo wartości, które promują europejskie instytucje, nie zawsze są najlepsze. I chociaż pracowałem z dobrymi ludźmi i nie byłem sam, to potrzebowałem czegoś innego. Kiedy więc straciłem tę pracę, pomyślałem: „No dobrze, to jest szansa na coś innego, na coś nowego”. W lipcu 2015 roku dowiedziałem się, że Komitet Organizacyjny Światowych Dni Młodzieży w Krakowie szuka tłumacza na język francuski, i bez wahania wysłałem swoje CV. Znałem język polski, bo uczyłem się go kilka lat wcześniej. Języki obce to w ogóle moja pasja. Czułem, że Kraków będzie moim nowym miejscem.

Co takiego szczególnego dla młodych ludzi z różnych krajów, kultur i środowisk jest w Światowych Dniach Młodzieży?

W Paryżu niesamowite było to, że każdy młody Francuz, katolik, mógł poczuć, że nie jest sam. Tak wiele osób uczestniczących w Światowych Dniach Młodzieży pokazało, że ja mogę być jedynym katolikiem na przykład w szkole, ale tak w ogóle to nie jestem na tym świecie sam. To było ważne dla wielu, wielu osób. Druga rzecz to już moje osobiste przeżycie. Dotarło do mnie, że jesteśmy różnymi ludźmi z różnych stron świata i o różnym kolorze skóry, ale mimo wszystko jest coś wyższego, co wszystkich nas łączy i co jest ważniejsze niż różnice. W pewnym sensie to była dla mnie lekcja życia: ważniejsze są wartości, które dzielimy. Nie wiem, jak to dokładnie wytłumaczyć… To była dla mnie wielka lekcja tolerancji i wspólnoty. Wspólnoty, która ma ważne, konkretne fundamenty i dzięki nim może w ogóle funkcjonować. Kiedy dzielimy te najwyższe wartości, możemy razem żyć i działać mimo różnic.

Chciałbym zapytać, w czym może wyrażać się wspólne świętowanie na Światowych Dniach Młodzieży?

To są proste rzeczy: ja ci dam chustę mojej grupy, ty dasz mi czapkę swojej – to będzie fajna pamiątka. Nie ma barier, można swobodnie ze sobą rozmawiać, nawet jeśli nie zna się języków. Zawsze znajdzie się jakiś sposób komunikacji, sposób, by być razem, we wspólnocie.

Docenia się proste gesty, których na co dzień się nie dostrzega…

Teraz, będąc wolontariuszem, doceniam bardzo ciepłą atmosferę, jaka panuje w pracy. Nie tylko jest miło, ale czuje się między nami solidarność. Wśród nas jest na przykład bardzo chora osoba, o której cały czas pamiętamy w modlitwach i którą wspieramy, jak tylko możemy. I to nie jest jedynie grzeczność, ale coś głębszego: pracujemy razem i razem sobie pomagamy, wspieramy się.

Praca w Komitecie Organizacyjnym przynosi mi też dużo satysfakcji. Zajmuję się – jak wspomniałem – tłumaczeniem na francuski polskich tekstów. Mam kontakt z językami, co bardzo lubię, ale też doświadczam pewnej „satysfakcji duchowej”. Tłumaczę teksty dla pielgrzymów, które mają im pomóc w przygotowaniu do duchowego przeżycia Światowych Dni Młodzieży, na przykład medytacje biblijne czy medytacje o miłosierdziu. Zanim je przełożę, nie tylko je czytam, ale także głęboko się nad nimi zastanawiam, by jak najdokładniej je przetłumaczyć i znaleźć odpowiednie francuskie słowa. Te teksty i dla mnie stają się duchowym przygotowaniem. Widzę, że to dla mnie bardzo ważne i dobre. Przyznam, że nawet się tego nie spodziewałem. Myślałem, że to będzie praca trochę automatyczna: mam słowo po polsku i tłumaczę je na francuski, to wszystko. Tymczasem teksty, nad którymi pracuję, mają duży wpływ na moje myślenie.

W świętowaniu Światowych Dni Młodzieży mogą uczestniczyć nie tylko przybyli do Polski młodzi pielgrzymi, ale także wszyscy, którzy ich goszczą w swoich domach. Przyjmowanie gości to przecież też świętowanie.

Rzeczywiście dla pielgrzymów jest zawsze bardzo ważne to, że ktoś otwiera dla nich swój dom. W Krakowie przyjęcie pielgrzymów to duże wyzwanie, bo miasto nie jest aż tak duże. Ale Polacy są bardzo gościnni. Sam tego nieraz doświadczyłem. Na pewno więc uda się nam wszystkich zakwaterować. To też jest specyfika Światowych Dni Młodzieży: pielgrzymi poznają nie tylko miasto, ale też mieszkających w nim ludzi. W przypadku Krakowa ważne jest, szczególnie dla Francuzów, że to miasto św. Jana Pawła II. Francuzi mają do niego ogromny szacunek i ważne jest dla nich, że będą mogli zobaczyć, gdzie mieszkał, gdzie pracował… Spodziewamy się, że na Światowe Dni Młodzieży przyjedzie około sześćdziesięciu tysięcy pielgrzymów z Francji.

Co będzie robił wolontariusz Światowych Dni Młodzieży po ich zakończeniu?

Co zrobię potem, Bóg jeden wie…