Wśród ksiąg biblijnych jedna jest absolutnie wyjątkowa, dla niektórych czytelników niepokojąca czy wręcz skandaliczna, bo zamiast pouczać o pobożnym życiu, opiewa ludzką miłość, nie stroniąc od wyrażeń zabarwionych erotyzmem. To Pieśń nad Pieśniami.
Komentarz do Księgi Rodzaju
Aby zrozumieć jej przesłanie, trzeba cofnąć się do pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju (nieraz mówi się, że Pieśń nad Pieśniami to komentarz do drugiego i trzeciego rozdziału Genesis), gdzie widzimy mężczyznę i kobietę w rzeczywistości rajskiej. Są nadzy, a nie odczuwają wstydu. Dla człowieka Biblii oznacza to, że nie obawiają się siebie nawzajem, mogą odsłonić przed drugim całą prawdę, z całą szczerością i bezbronnością. Łączy ich miłość i absolutne zaufanie. Grzech pierworodny niszczy tę sielankę, zostaje naruszona nie tylko relacja człowieka z Bogiem i przyrodą, ale też relacja między ludźmi. Przypomnijmy, jak Adam usprawiedliwia swój czyn: „Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem” (Rdz 3,12). Mężczyzna zrzuca winę na kobietę, a pośrednio nawet na Boga, który ją stworzył! Kobieta słyszy od Boga, jakie konsekwencje pociąga za sobą grzech, między innymi: „Ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą” (Rdz 3,16). Inaczej mówiąc: on wykorzysta twoje uczucie, twoją „słabość” względem niego. Bóg mówi tu o mężczyźnie, ale jest oczywiste, że tego cierpienia może doświadczyć także mężczyzna wykorzystywany przez kobietę.
Pierwsi ludzie czują, że muszą osłonić swoją nagość, nie czują się bezpieczni, bo w ich życie wkroczyło zło, egoizm, który każe walczyć o swoje za wszelką cenę, także depcząc drugiego. Człowiek próbuje kochać, ale nigdy mu się to do końca nie udaje, bo prędzej czy później choć na chwilę zwycięża w nim egoizm, lęk przed stratą, przed oddaniem siebie do końca. Bo strata, oddanie czegoś kojarzy się z umieraniem. Dlatego w Pieśni nad Pieśniami przeczytamy, że miłość jest potężna jak śmierć (por. Pnp 8,6), bo jest to największa siła, która pozwala człowiekowi rzucić wyzwanie skandalowi przemijania. Ludzka miłość stara się być potężna jak śmierć, ale to Boża miłość, objawiona w Ukrzyżowanym, okazała się potężniejsza od śmierci.
Jam miłego mego
Pieśń nad Pieśniami ukazuje nam pewien paradoks: pośród świata takiego, w jakim żyjemy, zranionego przez zło, pojawia się dwoje ludzi złączonych miłością jakby prosto z raju, nieskażoną przez egoizm, zazdrość, podejrzliwość. Ich miłość jest absolutnie pewna wzajemności, tak iż kobieta cieszy się, że jej ukochany podoba się innym dziewczętom! Co więcej, wypowiada ona zdanie, które zdaje się powtórzeniem Bożego ostrzeżenia po grzechu pierworodnym, ale tutaj ma ono całkowicie pozytywny sens: „Jam miłego mego i ku mnie zwraca się jego pożądanie” (Pnp 7,11). Tym razem pragnienie drugiej osoby nie zostaje wykorzystane, zmanipulowane, ale odwzajemnione całkowitym darem z siebie.
Kim są ci młodzi? Są bezimienni, może właśnie w tym celu, by w nich każda ludzka para mogła odnaleźć swoje pragnienia i rozterki. Kobieta zwraca się do mężczyzny hebrajskim określeniem dodi (jeszcze do niego wrócimy). Bywa ono dostojnie tłumaczone jako: „umiłowany mój”, w rzeczywistości jednak ma bardziej pieszczotliwe zabarwienie: „mój skarbie”, „mój kochany”. Nie znamy też miejsca, w którym rozgrywa się akcja. Zakochanych otacza wiosenna przyroda, zatem nawet naturalna sceneria nawiązuje do rajskich klimatów (kto był na wiosnę w Ziemi Świętej, wie, jak piękna jest tam ta pora roku). A jednak nie jest to raj, bo chociaż zakochanych łączy miłość jakby rajska, nie oznacza to, że nie przeżywają oni problemów czy zagrożeń: Oblubienica ma braci, którzy pragną jak najlepiej wydać siostrę za mąż, i odnosimy wrażenie, że wybraniec jej serca niezbyt odpowiada ich oczekiwaniom. Gdy Oblubienica wychodzi nocą szukać ukochanego, zostaje poturbowana przez strażników nocnych, którzy sądzą, że jest nierządnicą (samotna kobieta w nocy?). Ponadto wciąż istnieje potężny wróg – śmierć.
Księga nie unika też trudnego zagadnienia, z którym musi się zmierzyć nawet najwspanialsza miłość: to problem nieobecności, oczekiwania, poszukiwania, niekoniecznie fizycznego. Bowiem poczucie oddalenia jest nieuchronną konsekwencją odmienności osób; nie jesteśmy klonami ukochanej osoby, każdy z nas ma swoje upodobania, punkty widzenia, zwyczaje i prędzej czy później, nawet w najpiękniejszej miłości, odczuwa się jakąś samotność, brak, którego druga osoba nie jest w stanie wypełnić, gdyż po prostu jest inna. Nawet w najpiękniejszej relacji – w relacji z Bogiem – jakże często doświadczamy pustki, nieobecności, bo Bóg jest inny, nie ukazuje się nam na zawołanie.
Szukałam umiłowanego mej duszy
W księdze występują dwa szczególne opisy poszukiwań Oblubieńca. Pierwszy, krótszy, znajduje się w rozdziale trzecim: „Na łożu mym nocą szukałam umiłowanego mej duszy, szukałam go, lecz nie znalazłam. Wstanę, obejdę miasto po ulicach i placach, szukać będę ukochanego mej duszy. Szukałam go, lecz nie znalazłam” (Pnp 3,1–2). Oczywiście, później znów dochodzi do spotkania.
Najciekawszy opis poszukiwania (nie wiemy, czy to odrębne wydarzenie, czy też rozszerzony dublet wcześniejszego tekstu) znajdujemy w rozdziale piątym: Oblubieniec puka do drzwi ukochanej, a ona jakby droczy się z nim, znajdując różne powody, by mu nie otworzyć: „suknię zdjęłam… stopy umyłam…” (por. Pnp 5,3). Wreszcie wstaje i otwiera, ale ukochany już odszedł, więc Oblubienica biegnie na poszukiwanie, zapewne uwieńczone sukcesem, bo kończy stwierdzeniem: „mój miły jest mój…” (Pnp 6,3).
Sceny poszukiwania przeplatane są strofami pełnymi zachwytu wobec piękna ukochanej osoby, jednak fragmenty te stanowią pewną trudność dla współczesnego czytelnika, z racji używanych w nich porównań i metafor. Otóż zakochani porównują ukochaną osobę do elementów architektonicznych, kwiatów, zapachów. Dziś nie używamy takich obrazów. Co więcej, stwierdzają oni, że są dla siebie wzajemnie jakby najgłębszą tożsamością: Oblubieniec jest dla Oblubienicy woreczkiem mirry na jej piersiach (por. Pnp 1,13). W starożytności kobiety troszczyły się o to, by każda miała najpiękniejszą, niepowtarzalną mieszankę wonności; zatem można by powiedzieć: ty stanowisz o moim pięknie i o mojej wyjątkowości. Podobnie Oblubienica chce być pierścieniem ukochanego, a pierścień służył mężczyźnie do zawierania umów, kontraktów, był niczym pieczątka. Zatem kobieta chce być „znakiem rozpoznawczym” dla ukochanego: „Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim ramieniu” (Pnp 8,6).
Pieśń nad Pieśniami to zbiór pieśni, w którym trudno mówić o wyraźnym rozwoju akcji, jednak możemy wskazać „punkt szczytowy”, ukazujący w niezwykle delikatny sposób fizyczne zjednoczenie zakochanych (por. Pnp 5,1). Warto jednak zacząć lekturę od rozdziału wcześniejszego (por. Pnp 4,12), gdzie Oblubienica jest porównana do zamkniętego ogrodu, dostępnego jedynie dla tego, do kogo należy, czyli dla Oblubieńca. Kobieta prosi wiatr, by uwydatnił piękno zapachów jej ogrodu na przyjście ukochanego. Szczyt ich miłości to wejście Oblubieńca do ogrodu, by cieszyć się jego owocami. Trzeba podkreślić, że ogród jest tu określony słowem pochodzenia perskiego – pardes, od którego pochodzi łaciński wyraz paradisus – „raj”. Ukochana staje się rajem dla ukochanego.
Cała piękna jesteś, przyjaciółko moja
Nie ma wątpliwości, że pierwszorzędną treścią Pieśni nad Pieśniami jest miłość dwojga ludzi. Czy jednak na tym poziomie wyczerpuje się sens tej księgi? Przynajmniej od I wieku po Chrystusie w judaizmie dostrzegamy interpretację Pieśni nad Pieśniami jako pieśni o miłości Oblubieńca – Boga do Oblubienicy – Izraela; warto przypomnieć, że już prorocy, zwłaszcza Jeremiasz i Ozeasz, stosowali alegorię małżeństwa dla wyrażenia relacji przymierza łączącej Boga z Narodem Wybranym. Dziś niektórzy komentatorzy uważają, że interpretacje różne od tej pierwotnej (miłość ludzka) są jedynie duchowo-alegoryczną nadbudową. Jednak większość uważa, że sama księga sugeruje jej rozumienie na różnych płaszczyznach.
Otóż Oblubieniec jest przedstawiany jako Pasterz, a w innych fragmentach jako Król, zaś tymi dwoma tytułami Stary Testament nieraz określa Boga. Gdy Oblubienica mówi, że Król wprowadził ją do swoich komnat (por. Pnp 1,4), używa technicznego terminu oznaczającego Miejsce Najświętsze w świątyni. Oblubieńcy zaznaczają też, że przeżywają swoją miłość wśród cedrów i cyprysów (por. Pnp 1,17) – drzew, których użył Salomon do budowy świątyni. Zatem nie chodzi tu tylko o spotkanie młodych ludzi na leśnej polanie, ale o wejście do najświętszego miejsca Izraela na spotkanie z Bogiem. Również w radosnym wyznaniu Oblubienicy: „Mój miły jest mój, a ja jestem jego” (Pnp 2,16) słychać echo przekonania Izraela, że Pan jest naszym Bogiem, a my jesteśmy Jego ludem.
Obok tej „ponadczasowej” interpretacji podkreślającej więź między samym Bogiem a Jego ludem pojawia się też jakby jej wariant naznaczony bardziej oczekiwaniem eschatologicznym: Oblubienica to Córa Syjonu (Izrael) poszukująca i oczekująca Mesjasza, nowego Dawida – Salomona, wielkiego Króla, który przyniesie pokój i szczęście. Określenie ukochanego dodi, o którym wspomniałam na wstępie, zawiera – po odcięciu końcowego „i” oznaczającego „mój” – te same spółgłoski, które występują w imieniu Dawida: DWD. Zauważmy też, że sama księga (podobnie jak kilka innych ksiąg Starego Testamentu) jest przypisana wielkiemu władcy, choć powstała kilka wieków po nim: Pieśń nad Pieśniami Salomona. Nic zatem dziwnego, że znajdujemy w niej opis królewskich zaślubin Salomona z księżniczką (por. Pnp 3,6–11), choć w innych częściach księgi odnosimy wrażenie, że młodzi należą raczej do uboższych warstw społecznych. Komentatorzy słusznie zauważają jednak, że w Pieśni nad Pieśniami postać Salomona zostaje jakby przewyższona: król bowiem miał liczny harem, natomiast Oblubieńca i Oblubienicę łączy miłość wyłączna, doskonała i wierna, jak wierna jest miłość Boga. Zwróćmy uwagę na słowa Oblubieńca: „Sześćdziesiąt jest królowych i nałożnic osiemdziesiąt, a dziewcząt bez liku, [lecz] jedyna jest moja gołąbka, moja nieskalana” (Pnp 6,8–9).
Pierwsi chrześcijanie, świadomi, że Mesjasz przyszedł na świat, szybko zaczęli odczytywać tę pieśń jako poemat o miłości Chrystusa i Kościoła. Niektórzy widzieli też w postaci Oblubienicy Maryję, na przykład w słowach: „Cała piękna jesteś, przyjaciółko moja, i nie ma w tobie skazy” (Pnp 4,7). Ta ostatnia interpretacja otwiera przed nami nową perspektywę. Otóż dotąd, zgodnie z mentalnością ludzi starożytnego Wschodu, człowiek widział siebie w ramach zbiorowości, zatem ukochaną przez Boga była zbiorowość – Izrael czy Kościół. W późniejszych wiekach jednak bardziej podkreślano znaczenie jednostki i zaczęto interpretować tę księgę jako wyraz miłości Boga do każdego człowieka. Bo przecież każdy z nas jest częścią Kościoła, każdy czuje się ukochany jedyną i niepowtarzalną miłością Boga (nikt nie doświadcza jej w ten sam sposób) i w równie unikalny sposób odpowiada na nią swoim życiem.
Pieśń miłości trwa przez wieki: miłość każdej ludzkiej pary, miłość Boga do człowieka i do wspólnoty wiernych. Bo także w relacji z Bogiem przeżywamy zarówno radość spotkania, jak i smutek poszukiwania, poczucie nieobecności, ale nawet wtedy może towarzyszyć nam niewzruszone przekonanie o Jego wiecznej wierności: „Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego” (2 Tm 2,13).