Liturgia namacalna

Życie Duchowe • WIOSNA 106/2021
Dział • Temat numeru
(fot. Fr James Bradley / Flickr.com / CC BY 2.0)

Już od roku zmagamy się z pandemią koronawirusa. Ciągle sły­szymy, że należy zachować dystans, samoizolację, unikać spotkań, nosić maseczki, dezynfekować ręce, nie robić tzw. misiaczków na powitanie czy pożegnanie. Raczej się do tego stosujemy, jednak coraz bardziej brakuje nam już zwykłego uścisku dłoni czy przy­jacielskiego poklepania po ramieniu. Psychologowie podkreślają, że dotyk jest ważny od samego początku życia człowieka. Bez kon­taktu fizycznego nie jest możliwy prawidłowy rozwój społeczny i emocjonalny dziecka. Również w dorosłości człowiek potrzebuje dotyku, ponieważ daje mu on poczucie bezpieczeństwa, redukuje poziom hormonu stresu, a zwiększa wydzielanie hormonu szczę­ścia i przywiązania. Przez to wszystko sprawia, że czujemy większą sympatię do osób, z którymi nawiązujemy kontakt.

W tym kontekście warto w ramach ciekawostki przywołać eks­peryment amerykańskiego psychologa Harry’ego Harlowa z lat sześćdziesiątych XX wieku, przeprowadzony na młodych osobni­kach małpy. Harlow udowodnił, że małpka potrzebowała nie tylko jedzenia, ale przede wszystkim kontaktu, dotyku i bliskości. Dru­gim jego spostrzeżeniem było to, że potrzeba bliskości jest tak sil­na, że zwierzę było w stanie szukać jej zaspokojenia nawet u tego, kto je krzywdził. Jeśli przełożymy te badania na kontekst ludzki, wydaje się, że są one także adekwatne do naszego życia. W wielu sytuacjach, mimo że pokarm jest dla nas ważny i konieczny, to jednak potrzeba bliskości i kontaktu z drugim człowiekiem jest o wiele istotniejsza, nawet jeśli powoduje to nasz ból.

Dotyk Jezusa

W Ewangelii opis cudów dokonywanych przez Jezusa bardzo czę­sto rozpoczyna się od szczegółu: od tego, że Jezus kogoś „dotknął”. I to nieraz łamiąc nawet przepis Prawa Mojżeszowego zakazujący jakiegokolwiek fizycznego kontaktu z osobą chorą. Był to swego rodzaju gest czułości i bliskości wobec człowieka potrzebujące­go: „A oto podszedł trędowaty i upadł przed Nim, mówiąc: «Pa­nie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić». [Jezus] wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł: «Chcę, bądź oczyszczony!»” (Mt 8,2–3); „Gdy wszedł do domu, niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: «Wierzycie, że mogę to uczynić?» Oni odpowiedzieli Mu: «Tak, Panie!» Wtedy dotknął ich oczu” (Mt 9,28–29); „Je­zus przystanął, kazał ich [dwóch niewidomych siedzących przy drodze] przywołać i zapytał: «Cóż chcecie, żebym wam uczynił?» Odpowiedzieli Mu: «Panie, żeby się otworzyły nasze oczy». Jezus więc, zdjęty litością, dotknął ich oczu, a natychmiast przejrzeli i poszli za Nim” (Mt 20,32–34).

Mamy też w Ewangeliach opisy cudów, kiedy to ktoś inny, z wła­snej inicjatywy, chciał dotknąć Jezusa: „A pewna kobieta od dwu­nastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele wycierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz mia­ła się jeszcze gorzej. Posłyszała o Jezusie, więc weszła z tyłu mię­dzy tłum i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: «Żebym choć dotknęła Jego płaszcza, a będę zdrowa». Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w [swym] ciele, że jest uleczona z dolegliwości. A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: «Kto dotknął mojego płaszcza?»” (Mk 5,25–30). Gest dotknięcia szat biskupa czy prezbitera ciągle obecny jest w życiu grekokatolików na Zakarpaciu i w Rumunii.

Inny przykład, w którym Jezus łamie kolejny zakaz Prawa: „Wkrót­ce potem udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a podążali z Nim Jego uczniowie i tłum wielki. Gdy przybliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego – jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta. Na jej widok Pan zlitował się nad nią i rzekł do niej: «Nie płacz». Potem przy­stąpił, dotknął się mar – a ci, którzy je nieśli, przystanęli – i rzekł: «Młodzieńcze, tobie mówię wstań!» A zmarły usiadł i zaczął mó­wić; i oddał go jego matce” (Łk 7,11–15).

Mamy również opis już nie cudu, ale zwykłego spotkania Jezusa z ludźmi: „Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Za­prawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego». I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je” (Mk 10,13–16). Możemy więc uznać, że Jezus jako Stwórca doskonale wiedział, że ludzie potrzebują naj­drobniejszych gestów bliskości już od najmłodszych lat.

Oczywiście wyżej przytoczone cytaty to tylko przykłady cudów, w których głównym elementem był dotyk Jezusa. Mamy też w Ewan­gelii słynne wyzwanie Tomasza: „Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i ręki mojej nie włożę w bok Jego, nie uwierzę” (J 20,25). Poprzez dotyk Tomasz chciał się przekonać o prawdziwości Zmartwychwstania Jezusa.

Dotyk w liturgii

Liturgia winna angażować nie tylko intelekt człowieka, lecz tak­że jego zmysły, w tym również dotyk. Widzimy to bardzo wyraź­nie na przykładzie Kościołów wschodnich – zmysł wzroku mają przykuwać tu ikony, powonienie ma być przeniknięte zapachem kadzidła, słuch ma delektować się śpiewem, a dotyk bywa anga­żowany poprzez pocałunki składane na krzyżu, ikonach, kielichu z Ciałem i Krwią Pańską, ręku prezbitera czy biskupa. Ma to nieja­ko zaspokajać poczucie bliskości z Chrystusem. Przypomina o tym także Katechizm Kościoła Katolickiego[1].

Sakramenty sprawowane przez ludzi tak naprawdę sprawuje sam Chrystus, stąd dotyk obecny w nich nie przestał być ważny do dziś. Możemy go doświadczać podczas sprawowania Eucharystii czy przy okazji innych sakramentów. Pozostaje on bardzo real­ny, mimo że pod osłoną znaków. Częstym gestem powtarzanym podczas sprawowania sakramentów jest na przykład włożenie rąk. Wywodzi się on ze Starego Przymierza. Niósł ze sobą znaczenie uleczenia (por. np. Mk 6,5), jak też przekazania Ducha Świętego (por. 1 Kor 12,1) czy urzędu (por. np. Dz 6,1; 1 Tm 4,14).

Spotykamy go podczas udzielania sakramentu chrztu, kiedy po od­mówieniu modlitwy o uwolnienie kandydata od grzechu pierwo­rodnego szafarz sakramentu kładzie rękę na głowie tego, kto ma być ochrzczony, prosząc o moc i obronę od Chrystusa Zmartwych­wstałego. Z kolei w trakcie bierzmowania szafarz wyciąga ręce nad kandydatami i wypowiada modlitwę sakramentu. Jest to gest prośby o zstąpienie Ducha Świętego. Co prawda obecnie nie wkłada się rąk bezpośrednio na głowę przyjmującego sakrament, ale do ostatniej reformy liturgicznej po Soborze Watykańskim II było to normą.

Gest wyciągnięcia dłoni obecny jest także w sakramencie poku­ty. Dzisiaj jednak spowiadamy się przeważnie w konfesjonałach, penitent oddzielony jest od spowiednika kratką, stąd gest kapła­na wyciągającego dłonie w jego stronę może być dla spowiadają­cego się niezauważalny. Jest to pozostałość praktyki wywodzącej się sprzed reform Soboru Trydenckiego (1545–1563), kiedy to spo­wiadano przy krześle znajdującym się obok prezbiterium. Spo­wiednik siadał na nim, a penitent klękał przy nim. W momencie rozgrzeszenia kapłan wkładał swoje ręce na pokutnika w geście prośby o udzielenie Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów. Zresztą współcześnie w wielu sytuacjach, kiedy spowiada się poza konfesjonałem, zdarza się, że w momencie rozgrzeszenia szafarz sakramentu wkłada ręce na penitenta.

Także przy sakramencie chorych odnajdujemy gest włożenia rąk. W pewnym momencie obrzędów szafarz modli się, aby Pan Bóg dał życie i zdrowie osobie, na którą wkłada ręce.

Wreszcie sakramentem, przy udzielaniu którego również mamy gest włożenia rąk, są święcenia. To sakrament złożony z trzech stop­ni: diakonatu, prezbiteratu i episkopatu. Włożenie rąk oznacza tu prośbę o zstąpienie Ducha Świętego. Kościół prosi w nim o doko­nanie wielkich dzieł przez Bożego Ducha. W szczytowym momen­cie udzielanie tego sakramentu na głowę kandydata ręce wkłada biskup sam bądź wraz z obecnymi prezbiterami (przy sakramencie święceń w stopniu prezbitera) lub z innymi biskupami (przy świę­ceniach biskupa).

Dotyk we Mszy

Dotyk obecny jest również podczas sprawowania samej Euchary­stii. Można tu wymienić chociażby gest pocałunku czy wspomniane wyżej włożenie rąk. Już na samym początku Mszy świętej celebrans podchodzi do ołtarza i go całuje. Ołtarz jest znakiem Chrystusa, stąd pocałunek oznacza niejako przywitanie się ze Zbawicielem. Z kolei na końcu celebracji kapłan całuje ołtarz niejako w geście pożegna­nia. Podczas Liturgii Słowa, po przeczytaniu Ewangelii, proklamują­cy ją całuje księgę. Nie dlatego, że to, co zostało w niej wydrukowa­ne, jest Słowem Bożym, ale z racji, że jest ona nośnikiem, na którym „rodzi się” Boże Słowo, stąd należy się jej szacunek.

Trzecim momentem pocałunku podczas Eucharystii jest znak po­koju. W tradycji łacińskiej to jeden z elementów przygotowujących do przyjęcia Komunii świętej. Pierwotnie był to pocałunek w oba policzki wymieniany między chrześcijanami. Wzmiankę o nim znajdujemy już w Piśmie Świętym: „Pozdrówcie się nawzajem świętym pocałunkiem!” (2 Kor 13,12). W tradycji wschodniej, ale także w zwy­czaju naszych babć było obecne całowanie ręki księdza. Oczywiście nie chodziło o jego osobistą świętość, ale o to, że kapłan jest znakiem Chrystusa, że działa w Jego imię, stąd jest „drugim Chrystusem”.

Gest włożenia rąk podczas sprawowania Eucharystii spotykamy w dwóch momentach. Pierwszy z nich to tzw. epikleza konsekra­cyjna, kiedy przed opisem Ustanowienia celebrans wyciąga roz­łożone dłonie nad darami chleba i wina, prosząc, aby Pan Bóg mocą Ducha Świętego przemienił je w Ciało i Krew Chrystusa. Znany jest także postulat niektórych liturgistów (nie wszedł on jednak w praktykę liturgiczną), aby w momencie tzw. epiklezy komunijnej celebrans wyciągał ręce nad zebranymi w kościele wiernymi. Epiklezę tę znajdujemy po słowach Ustanowienia, kiedy to kapłan prosi, żeby Duch Święty zjednoczył w jedności Kościoła tych wszystkich, którzy będą przyjmowali Ciało i Krew Chrystusa. Drugim momentem Mszy, kiedy pojawia się ten gest, jest wyciągnięcie rąk nad zgromadzeniem podczas uroczystego błogosławieństwa końcowego lub modlitwy nad ludem (o ile się je stosuje). Oznacza ono prośbę o zstąpienie Ducha Świętego na zebranych, aby to On posłał ich do innych, jako owoc słuchania Słowa Bożego i przyjęcia Komunii świętej.

Zamierzeniem piszącego te słowa było zwrócenie uwagi na to, jak często, mimo że tego nie zauważamy, spotykamy się z dotknięciem czy bliskością fizyczną podczas sprawowania liturgii. Szczupłość tekstu nie pozwala skupić się dokładnie na każdym z tych elemen­tów. Jednak już na podstawie przytoczonych przykładów można zauważyć, iż nie jest praktycznie możliwe sprawowanie sakramen­tów bez odniesienia do fizyczności człowieka. Liturgia jest sprawo­wana nie tylko intelektualnie, ale także poprzez zaangażowanie całego człowieka. Jest to wręcz koniecznie i nieodzowne, ponieważ Chrystus przyszedł nie tylko do naszego rozumu, ale także do nas jako konstrukcji fizyczno-psychiczno-duchowej. Stąd jako ludzie potrzebujemy, aby również w znakach i gestach liturgicznych wy­rażać nasze człowieczeństwo i relację z Bogiem.

 

[1] Por. Katechizm Kościoła Katolickiego, Poznań 2002, 1156–1162.