Boliwijska młodzież – zagrożenia i nadzieje

Życie Duchowe • LATO 59/2009
Fot. Józef Augustyn SJ

Na misje w Ameryce Południowej wyjechałem w połowie lat dziewięćdziesiątych. Przez wiele lat pracowałem na różnych placówkach misyjnych w Boliwii, byłem magistrem nowicjatu w Oruro, a obecnie jestem proboszczem Parafii Najświętszego Odkupiciela w Santa Cruz. W Oruro, mieście położonym w górach, na wysokości ponad trzech i pół tysiąca metrów, będąc magistrem nowicjatu, pomagałem w formacji do kapłaństwa młodym Boliwijczykom, stykając się na co dzień z ich radościami i problemami, wielkimi nadziejami i często równie ogromnym rozczarowaniem, które przynosi trudna boliwijska rzeczywistość.

 

Świat młodych w Boliwii

Życie młodych Boliwijczyków nie jest łatwe. Z pewnością jeden z najpoważniejszych problemów, z jakim muszą się borykać, to trudna sytuacja ekonomiczna i duże bezrobocie. Przytłacza ono szczególnie ludzi wchodzących w dorosłość, zniechęcając do podejmowania konstruktywnych działań. Niektórzy po prostu nie widzą sensu jakichkolwiek wysiłków, nauki zawodu czy studiów, ponieważ wielu z nich – nawet po ukończeniu wyższej uczelni – nie ma szans na pracę nie tylko w swoim zawodzie, ale na jakąkolwiek pracę.

Inna sprawa, że wielu rodzin nie stać w Boliwii na edukację dzieci. Oczywiście są tu szkoły publiczne, ale za naukę w szkole średniej o wyższym poziomie, w której uczeń może przygotować się do studiów, trzeba już zapłacić. Także nauka na uniwersytetach jest bardzo droga. Dostęp do niej mają więc tylko nieliczni. Kościół stara się pomóc najbiedniejszym, organizując szkolnictwo na poziomie podstawowym, średnim i zawodowym, za które uczniowie nie płacą lub opłaty te są symboliczne. Młodzież przygotowuje się w tych szkołach nie tylko do wykonywania konkretnych zawodów, na przykład mechanika samochodowego czy stolarza, ale także może brać udział w różnego typu kursach, chociażby komputerowych.

By polepszyć swoją sytuację materialną wielu młodych Boliwijczyków emigruje z kraju do Brazylii, Chile, Argentyny czy Stanów Zjednoczonych, a ostatnio coraz częściej także do Hiszpanii. Chcą przez jakiś czas tam popracować i wrócić w rodzinne strony z pieniędzmi pozwalającymi im na lepszy start. Bywa jednak, że z owej emigracji już nie wracają.

Ogromnym problemem, który niewątpliwie wpływa na życie młodych ludzi, jest w Boliwii kryzys rodziny. Są one tu nie tyle podzielone, co można powiedzieć – pomieszane. Nierzadko w rodzinach jest pięcioro dzieci i każde z nich ma innego ojca. Powoduje to zanik jasnego modelu rodziny i klarownego podziału ról na ojca – męża i matkę – żonę z jednej strony, a dzieci z drugiej. To wydaje się oczywiste, ale w Boliwii, gdzie pod jednym dachem mieszka kobieta ze swoimi dziećmi oraz jej aktualny partner, który nie jest ojcem żadnego z nich, te role się zacierają. Mężczyzna nie wie, jaką rolę powinien pełnić w rodzinie, kim jest ojciec i co powinien zapewnić dzieciom, którymi się opiekuje. Często prowadzi to do przemocy, także na tle seksualnym.

Nie ma dokładnych danych statystycznych, ale według badań ludzi zajmujących się tym problemem na co dzień szacuje się, że co czwarte dziecko w Boliwii zostało w jakiś sposób skrzywdzone przez nadużycia seksualne. To problem bardzo poważny, chociaż nie mówi się o nim otwarcie. Często jednak na organizowane w naszej parafii różne spotkania matki zabierają ze sobą dorastające córki. Boją się po prostu zostawić je w domu ze swoim mężem czy partnerem. Zdają sobie sprawę z zagrożenia. Dziewczynki są wykorzystywane nie tylko przez swoich ojców czy ojczymów, ale także często przez wujków, sąsiadów, starszych przyrodnich braci. To przeżycia, z którymi dziecko często nie umie sobie poradzić, a pomoc psychologiczna nie jest tu powszechna. Państwo jednak stara się organizować różnego rodzaju akcje propagandowe – głównie poprzez środki masowego przekazu – ukazujące rolę rodziców w rodzinie i wychowywaniu dzieci oraz uświadamiające potrzebę szacunku dla małego, bezbronnego człowieka. Wiele jednak pozostaje jeszcze w tej kwestii do zrobienia. A wszystko to
z powodu straszliwego ubóstwa materialnego, psychicznego i duchowego.

W jakimś stopniu na problem ten ma także wpływ ogólna erotyzacja życia – w filmach, czasopismach, środkach masowego przekazu. Młodzi ludzie bardzo szybko rozpoczynają współżycie seksualne, co często prowadzi nie tylko do chorób, ale także do dramatu niechcianej ciąży. Władze, by temu zaradzić, propagują przede wszystkim środki antykoncepcyjne. Nie są one jednak rzeczywistym rozwiązaniem. Coraz częściej już czternastoletnie dziewczynki rodzą dzieci i rzadko kiedy mogą liczyć na wsparcie swojej rodziny. Zostają same bez szansy na skończenie szkoły i znalezienie pracy, by móc sobie i swojemu dziecku zapewnić byt. Dziś zaczyna to być w Boliwii duży problem, stąd konieczność tworzenia ośrodków dla samotnych młodych matek, w których w jakiś sposób przygotowałyby się do samodzielnego życia. Tego typu centra organizuje zarówno Kościół, jak i władze państwowe.

Inny poważny problem Boliwijczyków, zwłaszcza dorastających chłopców i młodych mężczyzn, to uzależnienie od alkoholu i narkotyków. Sytuacji nie sprzyja zwłaszcza fakt, że Boliwia jest jednym z największych producentów kokainy i narkotyk ten jest tu niestety łatwo dostępny i tani. Dealerzy narkotykowi rozprowadzają go w szkołach średnich, a nawet podstawowych, na początku za darmo, by w ten sposób uzależnić młodych ludzi, a później zapewnić sobie stały zbyt na swój towar. Oczywiście oficjalnie produkcja i rozprowadzanie narkotyków są tu zakazane i zwalczane. Wysiłki władz nie przynoszą jednak zadowalających rezultatów. Producenci narkotyków ze względu na ogromne zyski łatwo nie rezygnują, a liczba uzależnionych rośnie. Także w przypadku uzależnień Kościół stara się pomagać, prowadząc przy parafiach grupy anonimowych alkoholików, grupy wsparcia dla uzależnionych od narkotyków czy poradnie psychologiczno--rodzinne. Organizowane są także – w parafii lub w szkołach – wykłady uświadamiające młodym ludziom skutki uzależnień.

 

Zaangażowanie w wiarę

Jest to dość czarny obraz boliwijskiej rzeczywistości, ale trzeba zaznaczyć, że na szczęście nie dotyczy on całej młodzieży. Wielu młodych ludzi opiera się bowiem tym negatywnym trendom, chce zmienić coś w swoim życiu i do czegoś dojść. Pilnie się uczą i przygotowują do zawodu, współpracują z duszpasterzami w parafii i angażują się także w autentyczne przeżywanie wiary. Są przekonani, że wszystko, czego doświadczą i czego się nauczą, będzie służyło ich rozwojowi, a włożony w to wysiłek zaprocentuje w przyszłości.

Młodzież boliwijska – podobnie jak mieszkańcy innych krajów Ameryki Łacińskiej – jest bardzo religijna. Przejawia się to przede wszystkim zainteresowaniem sprawami religijnymi i duchowymi. Kiedy do jakiejś wioski przybywa misjonarz, zaczyna mówić o Bogu i wyjaśniać kwestie związane z wiarą, młodzi ludzie naprawdę są otwarci na jego słowa. Chcą wiedzieć, kim jest Bóg i dlaczego tak bardzo umiłował człowieka. To otwarcie z czasem przeradza się w pragnienie pójścia dalej. Młodzi Boliwijczycy nie pozostają bowiem na etapie zaciekawienia, ale chcą swoją wiedzę religijną i życie duchowe pogłębiać. Dlatego ważne stają się na tym etapie różne rekolekcje, spotkania, kursy duchowościowe i biblijne. Niestety, nie zawsze można je organizować. Są bowiem w Boliwii rejony, dokąd rzadko docierają księża, nie wszędzie też pracują świeccy katechiści. W wielu miejscach udaje się jednak bardzo dobrze przygotować formację religijną dzieci i młodzieży, w którą zainteresowani bardzo się angażują.

Młodzi chętnie biorą także udział w życiu parafialnym: uczestniczą w przygotowywaniu różnych celebracji, liturgii, świąt czy uroczystości nazywanych tu fiestami. W parafiach liczne są też grupy ministranckie i chóry. Młodzież z zapałem przygotowuje oprawę muzyczną Mszy świętych: lubią śpiewać i liturgie w boliwijskich kościołach mają naprawdę żywy i dynamiczny charakter. Bardzo popularne wśród młodzieży są także pielgrzymki. Młodzi Boliwijczycy potrafią iść kilkanaście godzin, by dotrzeć do jakiegoś sanktuarium maryjnego na nocne czuwanie. Wiele takich pielgrzymek organizuje się z 7 na 8 grudnia, przed świętem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny. Z Santa Cruz wyruszają na przykład grupy do odległego o 24 kilometry sanktuarium w Cotoca, a z Cochabamby organizowana jest pielgrzymka do sanktuarium w Urkupińa, w czasie której trzeba pokonać 70 kilometrów. Podobnie jak w Polsce, pielgrzymi w czasie drogi słuchają konferencji, śpiewają i modlą się, polecając Matce Najświętszej różne swoje intencje, zanosząc prośby i dziękczynienia.

Ciekawym przejawem religijności młodych Boliwijczyków jest także karnawał w Oruro. Południowoamerykańskie karnawały kojarzone są głównie z szaleństwem w Rio de Janeiro. Tymczasem w Oruro odbywa się karnawał, który ma charakter stricte religijny. To jedyne miejsce na świecie, gdzie poprzez właśnie zabawę karnawałową młodzież chce wyrazić podziękowanie Matce Bożej. Ulicami miasta przez około sześć godzin przechodzą różne grupy, cały czas tańcząc. Oczywiście choreografia przygotowywana jest co najmniej cztery miesiące wcześniej. Ma to być bowiem taniec ku czci Maryi, nie może więc być byle jaki. Całość tanecznej kolumny poprzedza uroczysta procesja z wizerunkiem Matki Bożej de Socavón – opiekunki górników, a na koniec wszyscy spotykają się w Jej sanktuarium na Mszy świętej. Zazwyczaj młodzież składa też obietnicę, że na cześć Maryi będzie tańczyć w czasie karnawału przez trzy kolejne lata, po upływie których można owo przyrzeczenie odnowić.

Boliwijska młodzież nie wstydzi się swojej religijności i jest w okazywaniu jej bardzo spontaniczna i szczera. Potrafi z odwagą dawać świadectwo osobistej wiary i dzielić się religijnym doświadczeniem z innymi. Otwarcie wyraża swoje przeżycia i to, co czuje w sercu. Stąd w liturgii Kościoła boliwijskiego tak wiele śpiewu i żywiołowych gestów. Młodzi garną się też do ołtarza. W kościołach czy kaplicach wszystkie ławki z przodu są zawsze zajęte przez dzieci i młodzież. Nie trzeba ich – z czym nieraz spotykamy się w kościołach polskich – wyciągać do przodu zza filara czy spod chóru.

Starsza młodzież chętnie też katechizuje młodszych. Nie zawsze jest do tego najlepiej przygotowana, ale tym, czego już się dowiedziała o Bogu, z entuzjazmem się dzieli. Chce, by także inni poznali Jezusa, Jego Dobrą Nowinę i Kościół. Widać to szczególnie w czasie zapisywania na katechezy pierwszokomunijne czy przed bierzmowaniem. Zapisy te prowadzi właśnie młodzież: idzie ulicami miasta lub osiedla i przez megafon śmiało zaprasza na zajęcia, a jeśli trzeba, wyjaśnia ich charakter. Daje tym piękne świadectwo zaangażowania w życie wiary.

 

Powołania kapłańskie i zakonne

Zaangażowanie w wiarę często przynosi owoce powołań kapłańskich i zakonnych, których w Boliwii z każdym rokiem przybywa. Myślę, że jest to także związane z pracą europejskich księży misjonarzy i sióstr zakonnych starających się zbliżyć do młodych Boliwijczyków i na większą skalę prowadzić wśród nich „akcje powołaniowe”. Osoby duchowne wychodzą do młodych, wyjaśniają im, na czym polega życie zakonne, czym jest kapłaństwo. Organizowane są też różne dni skupienia, w czasie których młodzi mogą rozeznawać swoje powołanie i odczytywać drogę, na którą wzywa ich Bóg. Dużą rolę odgrywa tu także formacja religijna prowadzona w rodzinach. W przeszłości wiele było zaniedbań w tym względzie. Dziś wraz z dziećmi katechizuje się także dorosłych, a tworzenie klimatu religijnego w środowisku rodzinnym z pewnością sprzyja powołaniom.

Bywa jednak i tak, że do seminarium czy nowicjatu zakonnego zgłaszają się młodzi ludzie, którzy nie tyle szukają swojego powołania, co raczej pragną wyrwać się z rodzinnej biedy. Chcą po prostu uciec od problemów i nieraz naprawdę trudnego życia. W seminarium widzą szansę na zdobycie wykształcenia i zapewnienie sobie bytu. Dlatego tak ważne staje się rozeznanie powołania, pomoc psychologiczna, by młodzi ludzie mogli podjąć dojrzałą i odpowiedzialną decyzję. Kandydaci do kapłaństwa przynoszą bowiem do seminarium cały bagaż dotychczasowego życia, a jego ciężar – o czym wspominałem – bywa nieraz ogromny.

W naszym Zgromadzeniu Księży Redemptorystów owa formacja – od nowicjatu do święceń kapłańskich – trwa osiem lat. Pierwsze trzy lata to okres postulatu w seminarium diecezjalnym w Santa Cruz. Postulanci mają w tym czasie odbyć studia filozoficzne, po których rozpoczyna się roczny nowicjat w Oruro. Nowicjat to przede wszystkim formacja duchowa, katechetyczna i moralna. Dużą wagę przywiązuje się wówczas do pogłębiania życia religijnego. Nowicjat kończy się złożeniem pierwszych ślubów, a następnie rozpoczynają się czteroletnie studia teologiczne w Cochabambie. Po nich klerycy składają śluby wieczyste. Już jako diakoni odbywają półroczną praktykę pastoralną w różnych parafiach. Po jej zakończeniu mają miejsce bezpośrednie przygotowania do święceń kapłańskich i same święcenia.

W ciągu tych ośmiu lat, szczególnie w czasie postulatu i nowicjatu, seminaryjni wychowawcy muszą nieraz stawić czoła naprawdę ogromnym problemom swoich podopiecznych. Często bowiem ci młodzi ludzie są niedojrzali emocjonalnie i borykają się z wyniesionymi z rodziny zranieniami. W Boliwii – jak już mówiłem – wiele rodzin jest niepełnych, dzieciom często brakuje w nich zainteresowania rodziców, rodzinnego ciepła i poczucia bezpieczeństwa, a to wpływa negatywnie na ich psychikę. Zaniedbanie problemów z przeszłości może okazać się później brzemienne w skutkach. Nieraz też staje się przyczyną odejść od kapłaństwa. Oczywiście jako ich wychowawcy szukamy sposobów pomocy. Chcemy na przykład poznać rodzinę i środowisko kandydata zainteresowanego wstąpieniem do naszego zakonu. Zanim zostanie przyjęty do postulatu i nowicjatu, przez rok spotykamy się z nim i jego najbliższymi, co pomaga w późniejszej formacji. W ciągu tego roku możemy bowiem poznać ewentualne problemy, które trzeba rozwiązać.

Jednym z nich jest nierzadko brak stałości, co można zauważyć nie tylko na gruncie powołania kapłańskiego czy zakonnego, ale także życia małżeńskiego. Młodym ludziom brakuje wytrwałości i wierności raz powziętym decyzjom. Kiedy przychodzi do nas młody chłopak, deklaruje zdecydowanie co do wyboru drogi życiowej. Gdy jednak pojawia się pierwszy kryzys, niejednokrotnie z owej drogi się wycofuje. Nie zna jeszcze siebie samego, nie czuje swoich problemów, nie ma też jasnej wizji kapłaństwa. Często przed przyjściem do nowicjatu nie wie tak naprawdę, kim jest ksiądz, jakie jest jego powołanie i misja do wypełnienia. Zdarza się niekiedy, że nie ma się do czego odwołać w tej kwestii, ponieważ świadectwo kapłanów, z którymi się zetknął, pozostawia wiele do życzenia.

W przeważającej jednak części księża i zakonnicy – zarówno misjonarze europejscy, jak i kapłani miejscowi – dają piękne świadectwo troski o swoich wiernych. Cechą charakterystyczną pracy kapłańskiej w Boliwii jest współpraca duchownych ze świeckimi, bez której duszpasterstwo – ze względu na brak księży – byłoby tu niemożliwe. Stąd też księża starają się współpracować z parafianami, zachęcając ich do zaangażowania. Swój apel kierują przede wszystkim do młodzieży mającej wiele entuzjazmu, sił i energii.

Praca tutejszych księży z młodzieżą i otwartość młodych ludzi na nich mogą być dla nas, Polaków, zachętą i inspiracją do większego zaangażowania w duszpasterstwo młodzieżowe. Młodzi na całym świecie są bowiem tak naprawdę tacy sami. Mają te same aspiracje, pragnienia i tęsknoty. Zagrażają im również te same niebezpieczeństwa i pokusy. Wszędzie też potrzebują ofiarnego wsparcia dostosowanego do ich sytuacji.