W latach 1941-1944, w czasie hitlerowskiej inwazji na Związek Radziecki, na Ukrainie zginęło ponad półtora miliona Żydów. Historia ich eksterminacji pozostaje jednak do dziś mało znana i niedokładnie zbadana. Wiadomo, że zaledwie dwadzieścia procent ukraińskich Żydów deportowano do obozów w Bełżcu, Sobiborze i Auschwitz. Pozostała część ofiar została zamordowana przez specjalne grupy Einsatzgruppen, niemiecką policję i lokalnych kolaborantów. Zagłada ukraińskich Żydów przeszła do historii pod nazwą "Shoah od kul". Na terenie Ukrainy hitlerowcy nie tworzyli obozów zagłady. Swoje ofiary rozstrzeliwali na miejscu i grzebali w zbiorowych grobach. Fakty rzezi ukraińskich Żydów były znane Brytyjczykom i Amerykanom już od roku 1941. Częściowe prace badawcze rozpoczęły sowieckie komisje w latach 1944-1945. Głównych sprawców masakry osądzono w roku 1947 i 1948 w Norymberdze, a także pod koniec lat pięćdziesiątych w Republice Federalnej Niemiec.
Systematyczne prace mające na celu odnalezienie wszystkich żyjących świadków, którzy w czasie drugiej wojny światowej mieszkali na terenie Ukrainy i widzieli dokonywane przez Niemców zbiorowe egzekucje lub jako przymusowa siła robocza brali w nich udział, podjęła grupa badawcza stowarzyszenia Yahad-In Unum. Stowarzyszenie to powstało w styczniu 2004 roku jako wspólna inicjatywa nieżyjącego już kard. Jean-Marie Lustigera, kard. Jean-Pierre Ricarda i rabina Israela Singera, ówczesnego przewodniczącego Rady Politycznej Światowego Kongresu Żydów. Przewodniczącym Yahad-In Unum jest katolicki ksiądz Patrick Desbois. Przemierzając Ukrainę wraz ze swoim zespołem, rozmawia z mającymi dziś już ponad siedemdziesiąt lat świadkami tamtych wydarzeń, którzy często mówią o nich po raz pierwszy, po ponad sześćdziesięciu latach milczenia. Ks. Desbois jeździ od wioski do wioski, walcząc z czasem, ludzką pamięcią i wiekiem.
Gromadzone w ten sposób świadectwa pozwoliły ustalić miejsce już ponad sześciuset zbiorowych mogił (z około dwóch tysięcy znajdujących się na Ukrainie), otoczyć je opieką, a także zebrać wiele przedmiotów będących dowodem dokonanego na ukraińskich Żydach ludobójstwa, jak chociażby broń, pudełka od nabojów, zardzewiałe kule, łuski, żołnierskie hełmy czy rzeczy osobiste pomordowanych. Stowarzyszenie troszczy się także o to, by setki tysięcy Żydów pogrzebanych w zbiorowych grobach miało pochówek zgodny z żydowskim prawem.
Dlaczego poświęcił się Ksiądz badaniom zagłady Żydów na Ukrainie?
Już od dawna - z racji pełnionych w Kościele funkcji - zajmuję się dialogiem chrześcijańsko-żydowskim, współpracując z kard. Albertem Decourtray, kard. Louis-Marie Billé i kard. Jeanem Ballandem. Śledziłem też wszystkie działania Ojca Świętego Jana Pawła II w tej kwestii. Niejako od wewnątrz znam stosunek Magisterium Kościoła do narodu żydowskiego i Shoah. To kard. Decourtray polecił mi kształcić się w zakresie stosunków z Żydami, a kard. Billé, w tym czasie przewodniczący Konferencji Episkopatu Francji, powołał mnie na stanowisko sekretarza Episkopatu do spraw stosunków z judaizmem.
Dlaczego kwestia Shoah na Ukrainie tak długo pozostawała szerzej nieznana?
Przede wszystkim ze względu na mur berliński oraz pewne "zamrożenie" historii. W ideologii sowieckiej z jednej strony byli tylko Sowieci, z drugiej - nie mogło być żadnych cywilnych ofiar. Uważano, że wszyscy obywatele Związku Radzieckiego walczyli i Żydzi ginęli nie ze względu na to, że byli Żydami, ale dlatego że byli Sowietami. Kwestia Shoah nie pojawiała się więc w ogóle.
Czy był to jakiś zawoalowany antysemityzm?
Pytanie o antysemityzm nie jest tu zasadnicze. Według Sowietów Shoah było wymysłem Zachodu. Sprzeciwiało się podstawowym sowieckim "dogmatom". Była to sprawa czysto ideologiczna. Trzeba pamiętać, że przy wejściu do Muzeum w Auschwitz swego czasu widniał napis informujący, że w obozie zginęli "walczący przeciwko faszyzmowi".
Sowieci zachowali jednak archiwa trybunałów faszystowskich zbrodni, które dziś są dla nas ogromną pomocą. To naprawdę stosy dokumentów. Na temat samych Einsatzgruppen jest szesnaście milionów stron! W 1991 roku Amerykanie, mając przeczucie, że są one czymś fundamentalnym dla historii, utrwalili je na mikrofilmach. Istnieją również archiwa nazistowskie, których wycofujący się ze Wschodu Niemcy nie mieli czasu ze sobą zabrać. Zostały one odnalezione w archiwach sowieckich. Po stronie niemieckiej mamy raczej tylko dokumenty sądowe powojennych trybunałów.
Liczbę Żydów zgładzonych na Ukrainie szacuje się na półtora miliona. Na jakiej podstawie ustalono tę liczbę?
W 1939 roku przeprowadzono na tym terenie spis ludności, w którym zaznaczono także przynależność etniczną. Przed wojną mieszkało tam dwa miliony siedemset tysięcy osób pochodzenia żydowskiego. W Europie Wschodniej istniały dwie wielkie wspólnoty żydowskie: w Polsce i właśnie na Ukrainie.
Liczbę zamordowanych na Ukrainie Żydów rzeczywiście szacuje się na półtora miliona. W październiku odbędzie się sympozjum na Sorbonie , w którym weźmie udział wielu wybitnych specjalistów. Podejmą oni również tę kwestię. Chodzi o to, by pewne fakty nie były już podawane w wątpliwość. [...] Pierwszy raz spotkają się naukowcy ze Wschodu i Zachodu. W sympozjum weźmie też udział katolicki historyk Edouard Husson, współpracujący także ze mną. To sytuuje Kościół katolicki na właściwej pozycji, która nie byłaby wcześniej możliwa. Nie wiem, czy trzydzieści lat temu zgodzono by się, by katolicy pracowali przy ustalaniu tego typu faktów.
Czym są wspomniane przez Księdza "Einsatzgruppen"?
Słowo to można przetłumaczyć jako "ruchome jednostki masakrujące". Struktury tych jednostek są bardzo złożone, dzielą się one bowiem między innymi na Einsatzkommandos i Sonder Kommandos… Nie wszyscy ich członkowie należeli do SS. Byli wśród nich także ludzie z SD czy Gestapo. Ich struktury były bardzo elastyczne. Ogromnie dużo władzy miał dowódca jednostki. Einsatzgruppen składały się głównie z Niemców, choć byli wśród nich także Austriacy. Towarzyszyła im utworzona przez nich ukraińska policja. Himmler chciał, aby jak najwięcej członków tych komand zabijało Żydów własnymi rękoma. Chciał, by wszyscy zostali w to włączeni. Kadra zabójców Einsatzgruppen była bardzo wyszukana. Tworzyli ją przede wszystkim młodzi ludzie. Po egzekucji każde komando miało prawo do nagrody - najczęściej sprowadzanego z Niemiec alkoholu… Wieczorem, po egzekucji, w wiosce urządzano dla nich święto…
Czy Żydzi nie próbowali uciekać?
Owszem, miała miejsce ewakuacja mieszkańców tego terenu na Wschód. Stalin wprowadził w życie system ewakuacji towaru, fabryk i ludności. Do pociągów jadących na Wschód próbowali dostać się także Żydzi. Znaczna była liczba osób ewakuowanych z terenów przy dzisiejszej granicy rosyjsko-ukraińskiej. Na Zachodzie jednak linia frontu przesuwała się bardzo szybko. Stalin nie był przygotowany do wojny z Niemcami i praktycznie poświęcił Ukrainę. Wehrmacht dotarł na drugi koniec Ukrainy w ciągu miesiąca. Wspólnoty żydowskie z Zachodu, które były najliczniejsze, znalazły się w niemieckich kleszczach.
Greckokatolicki metropolita Lwowa Andrzej Szeptycki początkowo uważał Niemców za wyzwolicieli spod sowieckiej władzy. Bardzo szybko zdał sobie jednak sprawę z ludobójstwa, którego się dopuszczają. Począwszy od 1941 roku bp Szeptycki sporządzał dla Stolicy Apostolskiej raporty. W roku 1942 polecił kapłanom głosić kazania na temat jednego przykazania: "Nie zabijaj". We wszystkich parafiach greckokatolickich duchowni apelowali do wiernych, by nie uczestniczyli w ludobójstwie. Na terenach, gdzie tego typu przepowiadanie miało miejsce, rzeczywiście miejscowa ludność nie brała udziału w ludobójstwie. Obecnie trwa proces beatyfikacyjny bpa Szeptyckiego. Żydzi zgodnie świadczą na jego korzyść.
Jak powstawały zespoły badawcze, pracujące z Księdzem na Ukrainie?
Początkowo bardzo spontanicznie, spośród ludzi przez nas spotykanych. Wierzę w Opatrzność. Na przykład specjalistę od spraw broni i balistyki znalazłem na Ukrainie za sprawą dość szczęśliwego trafu. Szukałem osób kompetentnych i wiedziałem, że on będzie najlepszy. Kryterium wyboru opierało się na etyce i kompetencji. Zależało mi też na tym, by była to ludność miejscowa. Nie jeździmy na Ukrainę, by kogokolwiek sądzić, lecz jedynie dla ustalenia faktów. Na nich należy się skupić. "Procedury" badawcze dopracowywaliśmy stopniowo. Archiwów sowieckich nie odkryłem natychmiast, podobnie niemieckich. Z czasem spotykałem młodych naukowców, którzy się do nas przyłączyli. Są wśród nich Żydzi i katolicy, wierzący i niewierzący. Bez najmniejszego wahania pomaga nam także wielu ukraińskich księży, proboszczów miejscowych parafii, łacinników i grekokatolików czy prawosławnych. To, co robimy, wydaje się im bardzo ważne.
Pomaga pewnie fakt, że jest Ksiądz osobą duchowną.
Rzeczywiście tak jest. Ludzie chcą być pewni, że nie pracujemy dla Moskwy. Wciąż się boją. Świadkami tamtych wydarzeń są ludzie w podeszłym wieku, prości i biedni. Nam może się to wydawać dziwne, ale oni obawiają się, by z powodu rozmowy z nami nie zostali zesłani na Syberię. W niektórych wioskach nic się nie zmieniło.
Jaki stosunek do zagłady Żydów na Ukrainie mieli sami Ukraińcy?
Bardzo różny. Niektórzy odczuli ulgę na widok przybywających Niemców. Na początku Hitler wprowadził Ukraińców w błąd, obiecując im niepodległość. Później się rozmyślił. Jeśli chodzi o stosunek do zagłady Żydów, to niektórzy z własnej woli zaciągali się do policyjnych komand. Jednak cała Ukraina walczyła przeciwko ludobójstwu. Wielu Ukraińcom przyznano przecież medal "Sprawiedliwy wśród Narodów świata". Ukrycie Żydów było jednoznaczne z karą śmierci i najgorszymi okropnościami. Jeśli w jakiejś miejscowości znajdowali się członkowie ruchu oporu, to Niemcy rozstrzeliwali wszystkich mieszkańców: Żydów, Cyganów, Ukraińców. W niektórych regionach Ukrainy w każdej wsi miała miejsce masakra ludności cywilnej na miarę francuskiego Oradour . Działo się to w ramach wojny totalnej. We wszystkich ukraińskich wioskach moglibyśmy znaleźć "Sprawiedliwych". Jeżdżąc po Ukrainie, wszędzie spotykamy ludzi, którzy mówią nam o tym, co się stało.
Po eksterminacji Żydów, komunistów i Cyganów, hitlerowcy chcieli deportować z tego terenu uważanych za podludzi Słowian. W planach mieli utworzenie z tego "Ostlandu" niemieckich kolonii. Siedziba Hitlera mieściła się w Winnicy, Himmlera - w Żytomierzu. Niektóre obszary zostały całkowicie zgermanizowane, a ich mieszkańcy musieli opuścić swój dom w ciągu dwudziestu czterech godzin.
Czy Niemcy próbowali zacierać ślady ludobójstwa, którego się dopuścili?
Tak, począwszy od 1942 roku. Lato było wówczas bardzo gorące; zbiorowe groby szybko się przepełniały. Himmler powierzył Paulowi Blobelowi, odpowiedzialnemu za rzeź w Babim Jarze , wydobycie z ziemi wszystkich zwłok i spalenie ofiar. Mając nieograniczone możliwości finansowe, Blobel stworzył mobilne komanda. Zaczęły one likwidowanie śladów od wielkich grobów istniejących w dużych miastach. Było ich jednak za dużo, by mogły być wszystkie zniszczone. [...]
Czy to oznacza, że już wtedy Niemcy zdawali sobie sprawę ze swojej przegranej?
Wiedzieli także, że Sowieci po zdobyciu jakiejś miejscowości otwierali groby i robili zdjęcia. Była to również wojna poległych.
Wspomniał Ojciec, że świadkami opowiadającymi o tamtych wydarzeniach są głównie ludzie biedni.
Rzeczywiście, rozmawiają z nami prości ludzie: pasterze, robotnicy rolni… Często byli zmuszani przez hitlerowców do udziału w egzekucjach. Moim zdaniem odczuwają braterską łączność z tymi, wobec których dokonała się tak wielka niesprawiedliwość. Pamiętają Żydów, których zabito na ich oczach, i uważają, że milczenie jest w takiej sytuacji niemoralne. Myślę też, że nigdy nie czuli się wcieleni do Związku Radzieckiego, byli wyłączeni z systemu. To ludzie słowa, które pozostaje prawdziwe. Nie zmienili miejsca zamieszkania, ciągle żyją obok grobów, dobrze znają szczegóły topograficzne. Wielu prosi, aby razem z nimi modlić się na odkrywanych grobach…
Tłumaczył Robert Grzywacz SJ