Zranieni w konfesjonale

Życie Duchowe • ZIMA 45/2006
(fot. Emilio Labrador / Flickr.com / CC BY 2.0)

Ostatnio w konfesjonale poczułem się potraktowany w sposób przykry. Kiedy zacząłem opowiadać o tym, co było dobre w moim życiu od ostatniej spowiedzi, ksiądz w sposób niespodziewany przerwał moją wypowiedź: „Nie przyszedłeś się tutaj chwalić. Wyznawaj grzechy”. Czy uprawnione jest takie zachowanie się księdza w konfesjonale?

Spowiedź nie jest „prywatnym” spotkaniem, w którym kapłan może zachować się w sposób dowolny. To oficjalna posługa Kościoła, do której – obok święceń kapłańskich – konieczna jest tak zwana jurysdykcja, czyli zgoda biskupa diecezji, na którego terenie kapłan pracuje. Kościół „kontroluje” w ten sposób pełnienie przez księży posługi sakramentu pojednania. Jeżeli wierni skarżą się na zachowanie jakiegoś księdza w konfesjonale, biskup może cofnąć mu jurysdykcję. Zachowanie spowiednika winno być zgodne z zasadami i regułami, jakie zostają przez Kościół ustalone. Jan Paweł II zwraca uwagę spowiednikom, aby spowiedź nie stała się dla penitentów „praktyką odpychającą i przykrą”. Dodaje również, że kapłani nie powinni używać „słów obrażających uczucia, nawet jeśli słowa te nie naruszają zasady sprawiedliwości i miłości”. Katechizm Kościoła Katolickiego pisze natomiast, że spowiednik nie jest w konfesjonale panem, lecz „sługą Bożego przebaczenia. [...] Powinien łączyć się z intencją i miłością Chrystusa. Powinien też mieć [...] doświadczenie w sprawach ludzkich, szacunek i delikatność wobec tego, który upadł; powinien kochać prawdę, być wierny Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła i cierpliwie prowadzić penitenta do uzdrowienia i pełnej dojrzałości. Powinien modlić się za niego i pokutować, powierzając go miłosierdziu Pana” (KKK 1466).

Nieodpowiednie zachowanie w konfesjonale, o którym dowiaduje się biskup, podlega napomnieniu, a za gorszące zachowanie się spowiednik podlega surowym karom kościelnym. Prawo kanoniczne (kanon 1387) stwierdza: „Kapłan, który w akcie spowiedzi albo z okazji lub pod jej pretekstem nakłania penitenta do grzechu przeciw szóstemu przykazaniu Dekalogu, powinien być stosownie do ciężkości przestępstwa ukarany suspensą, zakazami lub pozbawieniami, a w przypadkach poważniejszych wydalony ze stanu duchownego”. Podobnie surowej karze kościelnej podlega naruszenie tajemnicy spowiedzi. Mówi o tym kanon 1388: „Spowiednik, który narusza bezpośrednio tajemnicę sakramentalną, podlega ekskomunice wiążącej mocą samego prawa, zastrzeżonej Stolicy Apostolskiej. Gdy zaś narusza ją tylko pośrednio, powinien być ukarany stosownie do ciężkości przestępstwa”. Do takich nadużyć dochodzi na szczęście niezwykle rzadko.

Częściej natomiast mogą zdarzać się pewne niezręczności, niekompetencja, brak delikatności czy brak szacunku dla penitenta, zbędne pytania (często wynikające z lęku spowiednika) lub brak panowania nad własnymi emocjami. Spowiadanie jest wielką sztuką, która wymaga nie tylko wiedzy, ale także duszpasterskiej intuicji, praktyki, a nade wszystko pasterskiej miłości do wiernych.

Powróćmy do sytuacji przedstawionej w pytaniu. Rozeznając problem od strony zewnętrznej i formalnej, mogłoby się wydawać, że argument przytoczony przez spowiednika był uzasadniony. Penitent rzeczywiście nie przychodzi do konfesjonału, aby opowiadać o swoich duchowych sukcesach, ale o ułomnościach i grzechach. Jednak z punktu widzenia duszpasterskiego, zachowanie szafarza sakramentu należy ocenić nie tylko jako niedelikatne, ale także niesprawiedliwe. Spowiednik powołując się na przepisy i stosując je w sposób zimny i sztywny, rani penitenta, do czego nie ma prawa. Intencją spowiadającego się – jak można domniemywać – nie było „chwalenie się”, ale danie świadectwa wiary i pracy nad sobą oraz skuteczności działania łaski Bożej.

W sakramencie pojednania trzeba jasno odróżnić płaszczyznę nadprzyrodzoną, w której kapłan posługuje daną mu przez Chrystusa władzą odpuszczania i zatrzymywania grzechów, od płaszczyzny czysto ludzkiej, w której ujawnia się ludzka postawa księdza ze wszystkimi jej pozytywnymi i negatywnymi cechami. I choć rozgrzeszenie spowiednika, niezależnie od jego zachowania się, zachowuje moc sakramentalną, to jednak jego niewłaściwe zachowanie z punktu widzenia ludzkiego może głęboko penitenta zranić. świadomość, że spowiedź była mimo wszystko „ważna”, nie zmniejsza bynajmniej odczucia upokorzenia i bólu.

Zdecydowana większość penitentów z cierpliwością znosi niedelikatne czy czasami wręcz niesprawiedliwe reakcje i postawy spowiednika. Obawiają się zarówno dania samemu spowiednikowi reakcji zwrotnej, a tym bardziej przedstawić sytuację osobom, od których dany kapłan jest zależny. Tymczasem penitent przyjmując rozgrzeszenie z całą pokorą, winien reagować na niegrzeczne czy też niesprawiedliwe zachowanie się spowiednika. Ma prawo bezpośrednio powiedzieć kapłanowi o własnych odczuciach, także wówczas, gdy przeczuwa, że będzie to dla niego przykre. Spowiednik ma wówczas szansę uświadomić sobie nieodpowiedniość swojego zachowania i zmienić postawę wobec osób, które spowiada.

W sytuacjach trudnych i bardziej raniących, w trosce o dobro sakramentu pojednania, należałoby porozmawiać z przełożonym danego kapłana. Aby nie robić zbędnego zamieszania, przed podjęciem jakichkolwiek kroków należałoby zasięgnąć rady innego doświadczonego duszpasterza. Zdarza się bowiem i tak, że penitenci – przewrażliwieni na swoim punkcie, mogą fałszywie oceniać słowa i reakcje spowiednika. Nie jest bowiem zachowaniem niesprawiedliwym i krzywdzącym, kiedy spowiednik w sposób wyraźny upomni penitenta, podobnie jak czynił to Jezus: Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło (J 5, 14). Ale i takie upomnienie winno być powiedziane w sposób delikatny, w duchu wiary, ze współczuciem i miłosierdziem. Kapłan w sakramencie pojednania winien być bowiem obrazem miłosierdzia przebaczającego Boga. Przykre sytuacje z konfesjonału należałoby rozwiązywać w sposób dyskretny. Popełniamy nieraz błąd, że rozpowiadamy o nich wszystkim wokół (z czego na ogół nie wynika żadne dobro), ale jednocześnie obawiamy się przedstawić te trudne sytuacje osobom odpowiedzialnym, które mogłyby podjąć problem: proboszczowi, dziekanowi, a w sytuacjach wyjątkowo bolesnych – biskupowi diecezji.