O problemach w przeżywaniu Czwartego Tygodnia

Życie Duchowe • WIOSNA 86/2016
(fot. jesuswla2 / Flickr.com / CC BY-SA 2.0)

Rekolekcje ignacjańskie, nazywane także Ćwiczeniami duchowymi, od kilku stuleci są nieocenionym narzędziem przemiany ludzkich serc. Ich autor, św. Ignacy Loyola, w niewielkiej książeczce opisał drogę, którą sam wcześniej został poprowadzony przez Boga, przede wszystkim w Manresie, gdzie Bóg „obchodził się z nim podobnie jak nauczyciel w szkole z dzieckiem i pouczał go”1. Całość tego doświadczenia została podzielona przez Ignacego na cztery etapy, które on sam nazywa tygodniami2.

Wyruszając w duchową przygodę, rekolektant wchodzi przez drzwi Fundamentu (Ćd 23), w którym poznaje, jaki jest jego Cel, i do czego został zaproszony, decydując się na rekolekcje, by następnie przemierzyć drogę Pierwszego Tygodnia, w którym poprzez modlitwę i rozważania poznaje zarówno swój grzech, czyli to, co go oddziela od Boga, jak i Jego miłość, która wydobywa człowieka i podnosi z jego grzechu (Ćd 45-72). Kolejne trzy tygodnie odpowiadają poszczególnym etapom życia Jezusa: w Drugim Tygodniu modlitwa skoncentrowana jest na życiu Jezusa od momentu Wcielenia po uroczysty wjazd do Jerozolimy (Ćd 91-163); w trzecim na Jego męce i śmierci (Ćd 190-209), a w czwartym na Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu (Ćd 218-229). Zakończenie całego procesu stanowi Kontemplacja pomocna do uzyskania miłości (Ćd 230-237), która jest swoistego rodzaju zwornikiem między doświadczeniem rekolekcyjnym a codziennością rekolektanta. W klasycznym podejściu rekolekcje te odprawia się w jednym ciągu przez około trzydzieści dni (Ćd 4).

Patrząc pobieżnie, można pomyśleć, że Czwarty Tydzień rekolekcji jest najłatwiejszy i najprzyjemniejszy ze wszystkich. Jednak w praktyce bywa często inaczej. Zwłaszcza wówczas, gdy rekolekcje nie są przeżywane w całości przez jeden miesiąc, lecz podzielone na części i odprawiane w rocznych (lub dłuższych) odstępach czasowych. Przyjrzyjmy się więc z bliska niektórym trudnościom, które mogą pojawić się w czasie tego etapu rekolekcji.

Pierwszy Tydzień w przebraniu Czwartego

Cały proces rekolekcyjny zakłada coraz większy wzrost duchowy odprawiającego je, coraz głębsze przylgnięcie do Osoby Jezusa i Jego misji oraz pragnienie naśladowania Go, aby wraz z Nim zdobyć świat dla Ojca (Ćd 91-100). Jeśli więc w Pierwszym Tygodniu rekolektant zapatrzony jest bardziej w siebie, swoje życie i swoje problemy, tak z biegiem upływających na modlitwie dni coraz bardziej koncentruje się na Tym, który obdarza go przebaczającą miłością i zaprasza do wspólnej wyprawy. Prosi więc, by coraz bardziej (magis) „poznać, pokochać i naśladować Jezusa” (Ćd 104), aż do pragnienia „boleści wespół z Chrystusem pełnym boleści” (Ćd 203), aby na końcu dojść do „wesela i silnej radości z powodu tak wielkiej chwały i radości Chrystusa, Pana naszego” (Ćd 221).

Tak to przynajmniej widział św. Ignacy. Choć z jednej strony sam przyznawał, że „Ćwiczenia są najlepszą rzeczą, jaką w tym życiu mógłbym pomyśleć, poczuć i zrozumieć”3, z drugiej jednak wprost mówił, że jeśli ktoś nie pragnąłby czegoś więcej, niż tylko uporządkowania własnego życia, nie zadawałby sobie pytania, „co pragnę uczynić dla Jezusa” (Ćd 53), powinien poprzestać na Pierwszym Tygodniu i nie odprawiać kolejnych etapów rekolekcji (Ćd 18)4.

Bywa jednak tak, że między Pierwszym Tygodniem a kolejnymi etapami Ćwiczeń mija sporo czasu i pragnienia, które wówczas się zrodziły, zostają przysypane i ostudzone przez trudności dnia codziennego. Rekolektant, który wchodzi w ostatni etap rekolekcji po dłuższej przerwie, może mieć wrażenie, że doświadczenia z pierwszego etapu są już tylko dalekim wspomnieniem, z trudem przywoływanym przez pamięć i serce. Wówczas bardziej niż pytanie, „co mogę zrobić dla Jezusa”, to znaczy, jak stać się świadkiem Zmartwychwstałego we współczesnym świecie, rekolektanta nurtują i zajmują jego osobiste trudności i problemy.

Rodzi się wówczas pokusa, by odwrócić nieco porządek, wracając jakby do pytań i dynamiki z Pierwszego Tygodnia: Co Bóg może uczynić dla mnie i jak mi może pomóc; jak może rozwiązać moje obecne problemy. Jeśli ktoś wchodzi w Czwarty Tydzień rekolekcji z wieloma osobistymi trudnościami, niełatwo mu wówczas szczerze prosić o bezinteresowną radość z powodu zwycięstwa Chrystusa. W praktyce będzie to oznaczać, że na modlitwie człowiek przeżywa bardziej dynamikę Pierwszego Tygodnia nawet wówczas, gdy formalnie korzysta z treści ostatniego etapu rekolekcji. Trudno wówczas będzie osiągnąć cel (owoc) tego tygodnia.

Widzieć Niewidzialne

Czwarty Tydzień zakłada dojrzałość wiary. To tydzień, w którym rekolektant ma kontemplować ukazywanie się Jezusa zmartwychwstałego, a to może być błędnie rozumiane. Kiedy św. Paweł pisze o swoim doświadczeniu Jezusa paschalnego, używa takich terminów jak: ukazał się… mnie (1 Kor 15, 8), widziałem Jezusa, Pana (1 Kor 9, 1), objawił mi ją [ewangelię] Jezus (Ga 1, 12. 16). Mówi także o oświeceniu chwałą Jezusa (por. 2 Kor 4, 6) czy poznaniu Jezusa (por. Flp 3, 8. 10). Warto pamiętać, że w języku biblijnym „widzieć” nie oznacza dostrzegać coś poprzez zmysł wzroku, ale poprzez zmysł wiary, to znaczy doświadczyć osobę w jej pełni. Podobnie, kiedy mowa o „poznaniu”, oznacza ono poznanie osoby w całej jej pełni, wejście w intymną relację z tą osobą. Stąd kiedy Paweł mówi o tym, że „zobaczył” Jezusa, że Go „poznał” lub został przez Niego „oświecony”, nie oznacza od razu, że przeżył objawienia typu wizji, lecz że przebudził się, doświadczył i rozpoznał Jezusa jako Pana i Zbawiciela.

Stąd może on o Ewangelii, którą głosi, z jednej strony napisać: Nie otrzymałem jej […] ani nie nauczyłem się od jakiegoś człowieka, lecz objawił mi ją Jezus Chrystus (Ga 1, 12), a z drugiej strony: Przekazałem wam na początku to, co przyjąłem od innych (1 Kor 15, 3). Ewangelia o Jezusie jako zbawicielu pochodzi z jego doświadczenia, natomiast fakty związane z życiem i śmiercią Jezusa, z kultem itd. otrzymał od wspólnoty. W tym kontekście każdy, kto doświadczył wyzwalającej mocy Boga, kto doświadczył Jezusa jako swojego zbawiciela, może powiedzieć: widziałem Jezusa, Pana.

Na ten sam aspekt widzenia Zmartwychwstałego zwraca uwagę św. Ignacy. Poleca rekolektantowi „rozważyć, jak Bóstwo, które w Męce zdawało się ukrywać, teraz objawia się i ukazuje tak cudownie w najświętszym Zmartwychwstaniu przez swoje prawdziwe i najświętsze skutki” (Ćd 223). Nie chodzi o widzenie, ale o doświadczenie-odczuwanie wewnętrzne. Takie ujęcie zakłada, że odprawiający Czwarty Tydzień wyrobił sobie już wcześniej wrażliwość na poruszenia serca, na umiejętność rozróżniania pocieszenia i strapienia duchowego, co nie zawsze jest takie oczywiste nawet po przejściu poprzednich etapów rekolekcji. Bez takiej umiejętności uczestnik rekolekcji będzie doświadczał pewnej pustki i nieobecności Zmartwychwstałego.

Brak kontroli nad Bogiem

Cała dynamika modlitwy w trakcie rekolekcji zmierza w kierunku uproszczenia. Tak na przykład w ciągu każdego dnia rekolekcyjnego św. Ignacy proponuje najpierw dwie modlitwy oparte na medytacji lub kontemplacji ewangelicznej, potem dwie powtórki, które mają być „uproszczonym” powrotem do najważniejszych treści z poprzednich modlitw, aż do modlitwy zastosowania zmysłów, która – pozostawiając rozważanie czy rozmyślanie nad danymi treściami – ma być prostym widzeniem, słuchaniem, smakowaniem czy wąchaniem („w wyobraźni” – jak dodaje Ignacy) takiej rzeczywistości, jak na przykład „nieskończona słodycz i łagodność Bóstwa, duszy i jej cnót i innych rzeczy” (Ćd 121-125).

Podobnie ma się z dynamiką modlitwy na przestrzeni poszczególnych tygodni, która od medytacji i rozważania z pierwszego, przechodzi coraz bardziej w prostą kontemplację w kolejnych tygodniach. Jednak w Czwartym Tygodniu modlitwa staje się jeszcze bardziej pasywna, bardziej kontemplatywna. Podczas pierwszych trzech tygodni to rekolektant podejmował decyzje i działanie, na przykład, że dokona czegoś dla Jezusa. Nawet kiedy ofiarowywał siebie, aby cierpieć wraz z Nim w Trzecim Tygodniu, była to ciągle jego decyzja i jego inicjatywa. W Czwartym wszystko się zmienia. Teraz musi się nauczyć czekać, jak Apostołowie nad Morzem Tyberiadzkim, aż Jezus sam mu się objawi. Czwarty Tydzień to czas Paschy, czyli przejścia ze śmierci (Boga) do życia. Pascha jako przejście od działania do bierności, w której odprawiający rekolekcje nic nie robi (śmierć), natomiast uczy się, jak pozwalać działać Bogu. Pozwala się zbawić i pocieszać, bo – jak wskazuje św. Ignacy – takie jest właśnie zadanie Zmartwychwstałego wobec rekolektanta (Ćd 224).

A zatem ten ostatni tydzień jest bardziej pasywny. Tutaj nic nie możemy zrobić. Możemy jedynie prosić i czekać, aż Pan przyjdzie nas pocieszyć. Ta bierność stanowi dla wielu uczestników rekolekcji trudność i wyzwanie, gdyż działanie daje nam poczucie siły i sensu. Pojawia się wówczas pokusa powrotu do medytacji, rozważania i roztrząsania na przykład własnych błędów, grzechów i bolączek, gdyż modlitwa, na której „coś się dzieje”, szczególnie na poziomie intelektualnym, daje wrażenie bardziej owocnej i „właściwej”. Jednak tego typu działanie jest podobne do nieudanego połowu uczniów czekających w Galilei na Zmartwychwstałego, którzy całą noc pracowali bezowocnie (por. J 21, 3). Oczekiwanie przypomina natomiast, że nie mamy kontroli nad Bogiem, który przychodzi gdzie chce, kiedy chce i w wybrany przez Niego sposób.

Samodzielność

Ostatnią trudnością, o której warto wspomnieć, gdy mowa jest o przeżywaniu Czwartego Tygodnia Ćwiczeń, jest coraz większa samodzielność rekolektanta związana z jego modlitwą. Już w poprzednich tygodniach św. Ignacy zalecał, by rekolektant uczył się stawiać nie tyle na ilość, co na jakość modlitwy, na to, co „zadowala i nasyca duszę”, i by wybierał to, co „bardziej prowadzi nas do Celu, do którego jesteśmy stworzeni” (Ćd 23). W ostatnim etapie rekolekcji nastawienie na tę samodzielność jest jeszcze bardziej widoczne. I tak na przykład podając uwagi pomocne do dobrego przeżycia Czwartego Tygodnia, św. Ignacy napisał: „Chociaż we wszystkich kontemplacjach podane są punkty w pewnej określonej ilości, np. trzy lub pięć itd., to jednak kontemplujący może ustalić sobie więcej lub mniej punktów, zależnie od tego, jak mu to lepiej odpowiada” (Ćd 228), pamiętając, by „zwracać większą uwagę i zatrzymywać się nad ważniejszymi częściami, w których odczuło się większe poruszenia i smaki w duszy” (Ćd 227).

W ten sposób św. Ignacy domyka i dopowiada to, o czym wspomniał na samym początku rekolekcji (por. Ćd 2) i czego rekolektant miał się uczyć przez cały czas ich trwania (por. Ćd 63). Te uwagi na zakończenie całego procesu rekolekcyjnego mają doprowadzić rekolektanta do podjęcia po zakończeniu Ćwiczeń osobistej modlitwy dostosowanej do jego możliwości i potrzeb. Jednak dla wielu osób konieczność decydowania i samodzielnego ustalania porządku modlitwy stanowi nie lada wyzwanie, które utrudnia, a czasami wręcz uniemożliwia dobre przeżycie Czwartego Tygodnia. Powodów takiego stanu rzeczy może być wiele. Jednym z nich jest niesystematyczność modlitwy w okresach pomiędzy poszczególnymi tygodniami, jeśli są one przeżywane w pewnych odcinkach czasowych. Trudno się bowiem spodziewać, by ktoś w czasie wakacji wszedł na wysoką górę, jeśli cały rok jeździ jedynie windą.

Wchodząc w Czwarty Tydzień Ćwiczeń duchowych, dobrze jest sobie uświadomić, że nie przestają one być ćwiczeniami, to znaczy czasem zmagania się, trudności i prób. Mając tego świadomość, rekolektant będzie na nie bardziej przygotowany, łatwiej mu będzie rozpoznać owe próby, pokonywać je przy pomocy swojego kierownika duchowego i wychodzić z nich obronną ręką. Chodzi o to, aby każdy, kto rozpoczyna ten ostatni odcinek ignacjańskiej drogi do Boga, mógł powtórzyć za św. Pawłem: W końcu […] ukazał się także i mnie… (1 Kor 15, 8).

Przypisy
1 Św. Ignacy Loyola, Opowieść Pielgrzyma, Kraków 2004, 27.
2 Św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, Kraków 2004, 4. Dalej: Ćd.
3 Sancti Ignatii de Loyola Epistoae et Instruciones, I 111-113, w: Monumenta Ignatiana, t. 12 (Wenecja, 16 listopada 1536 roku).
4 Por. Św. Ignacy Loyola, Dyrektorium I, 13, w: Św. Ignacy Loyola, Pisma wybrane, t. II, Kraków 1968, s. 217.