Kto zawinił?

Życie Duchowe • JESIEŃ 44/2005
(fot. srgpicker / Flickr.com / CC BY 2.0)

Co zrobiłam złego, że moje dziecko cierpi na chorobę psychiczną? Dlaczego Bóg mnie tak pokarał?

Zaburzenia psychiczne nie stanowią ani o wierze, ani o jej braku, ale często zarówno u chorych, jak i ich najbliższych prowokują pytania o religijne znaczenie cierpienia. Cierpiący człowiek szuka bowiem zrozumienia przyczyny i sensu swego stanu, próbuje sobie jakoś z nim poradzić i zaradzić jego skutkom. Zmagania te mają często dramatyczny charakter, pełen napięć i niepewności, a cierpienie eskaluje się, kiedy nie można usunąć przyczyn choroby lub nadać sensu swemu losowi. Ponieważ w wielu zaburzeniach psychicznych trudno dociec jednoznacznej przyczyny ich powstania, cierpiące osoby, jak i ich najbliżsi szukają odpowiedzi na swoją sytuację w religii – zarówno w odniesieniu do sensu tego cierpienia (uzyskania odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego mnie to spotkało?”), jak i zrozumienia jego celu („Po co człowiek cierpi?”) – widząc w chorobie psychicznej zło. W zależności od tego, czy człowiek uważa, że choroba została spowodowana przez niego samego czy też przez jego otoczenie, przeżywa on poczucie winy lub poczucie krzywdy. W pierwszym przypadku chory winą obarcza siebie – „Gdybym był dobrym człowiekiem, toby mnie to nie spot- kało”, w drugim – inne osoby lub zrządzenia losu – „To jest wina moich rodziców, ich wychowania”, „Na mojej rodzinie spoczywa jakaś klątwa” itp. Pomimo natarczywości pytania „dlaczego?”, w sytuacji doświadczenia krzywdy pozostaje ono najczęściej bez odpowiedzi – „Przecież nie ja miałem wpływ na wybór swoich rodziców czy okoliczności mego przyjścia na świat”.

1. W tej sytuacji najczęściej dochodzi do spotkania chorego bądź jego rodziny z księdzem. Padają pytania: „Czy ja musiałem zwariować?”, „Co się stało z moim dzieckiem?”, „Proszę księdza, co ja źle zrobiłam?”, „Byliśmy udanym małżeństwem, a teraz...”. Podobnie zagubieni i sfrustrowani czują się sami chorzy. „Bóg nie może mi pomóc. Zresztą On nie może pomóc nikomu. Na początku swojej choroby wiele się modliłem, teraz nie czynię już tego wcale. Religia to tylko system, nie jest pożyteczna”. Inny pacjent mówił: „Miałem nawrót objawów psychotycznych. Czułem się winny za złe rzeczy, które zrobiłem. To, co przeżywam, zależne jest od stosunku do dobra lub zła. Kiedy czytam Pismo Święte, to zaczynam mieć problemy. Wierzę, że jestem złą osobą i dlatego nie powinienem czytać Biblii”1.

Można powiedzieć, że w spotkaniu chorego i/lub jego rodziny z księdzem pojawia się ubrane w różne słowa pytanie uczniów Jezusa: Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomy – on czy jego rodzice? (J 9, 2). Padło ono po tym, jak Jezus uzdrowił niewidomego od urodzenia. Ta biblijna historia należy w opinii teologów do tak zwanych historii znaczących i obrazuje nurtujące wiele osób pytanie o związek choroby z grzechem i winą moralną, cierpienia psychicznego z cierpieniem moralnym.

Jakie w takim razie rozwiązania wybierają chorzy bądź ich rodziny, jak odpowiadają sobie na to ewangeliczne pytanie tak bardzo dotykające ich samych? Dokonując oczywiście pewnego uproszczenia, odpowiedzi bywają następujące. Gdy w przeżyciu cierpienia dominuje poczucie winy widziane jako konsekwencja własnego grzechu, reakcją jest albo potępianie siebie, autodestrukcja czy masochizm, albo skrucha i zadośćuczynienie. Gdy chory cierpi z powodu krzywdy (cudzego grzechu), reaguje albo potępiając innych, obmyślając zemstę, uciekając się do przemocy, albo przebacza tym, którzy go skrzywdzili, nie usprawiedliwiając jednak dokonanego przez nich zła. Jeśli zaś chory nadaje swemu cierpieniu sens religijny o charakterze ekspiacyjnym, widząc jego wartość w zadośćuczynieniu za grzechy własne lub cudze, to albo przyjmuje na siebie rolę kozła ofiarnego, albo postrzega wartość swego cierpienia w misterium tajemnicy paschalnej, w której jednak nie chodzi ani o patologiczne poczucie winy, ani o pa- tologiczną formę mistycyzmu pasyjnego. Szczególnie jednak w tym ostatnim przypadku trzeba pamiętać, że „cierpienie psychiczne wiele może nauczyć, ale to nie choroba, lecz przełamywanie jej i doznawana w wyniku leczenia ulga otwiera na serdeczne relacje”2 i może pogłębić więź z Bogiem.

2. W obliczu cierpienia psychicznego często stawiane pytania dotyczą również poczucia sprawiedliwości: „Kto zgrzeszył?”, „Czyja to wina”, „Za co ta kara?”. Choć dzisiaj nie postrzega się już choroby jako następstwa winy moralnej, uważając, że za zaburzeniem psychicznym kryje się przyczyna psychiczna – to jednak pojęcie ekspiacji za karę nie opuszcza naszego myślenia. Dominującym klimatem w odniesieniu do Boga u osoby chorej staje się lęk i niepokój przybierający postać obawy przed śmiercią i sądem, nieznośnych „wyrzutów sumienia” (skrupułów moralnych) czy przekonania o demonicznym zniewoleniu czy wręcz opętaniu. Choć istotne dla powrotu do zdrowia jest odróżnienie cierpienia wynikającego z poczucia winy realnej, a nie urojonej, oraz świadomego i nieświadomego mechanizmu zadośćuczynienia (restytucji), kwestia winy, jak widać z reakcji Jezusa na pytania Jego uczniów o przyczynę cierpienia, jest drugorzędna. Jezus przełamując żydowskie rozumienie choroby jako oznaki czyjegoś grzechu, odpowiedział: Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże (J 9, 3). Zasadnicza więc kwes- tia dotyczy nie tego, co było przyczyną ślepoty uzdrowionego człowieka, ale to, na co choroba nam wskazuje i co nam może dać. Komentując ten fragment, Anzelm Grün OSB napisał: „Choroba może być miejscem, w którym Bóg oddziałuje na nas, w którym kruszą się nasze maski i role, w którym może się wyłonić nasza prawdziwa istota”3.

Komentarzem do tych słów niech będą wyznania jednej z pacjentek. „Zakonnica mówiła mi zawsze, że Ewangelia to świat postawiony do góry nogami, a ja nie mogłam zrozumieć jej słów. Lecz pewnego dnia zobaczyłam całe swoje życie. Bardzo się zawstydziłam tym, co zobaczyłam. Zrobiłam w życiu wiele głupich rzeczy, byłam sobą strasznie zawstydzona, czułam się jak kompletne zero. I wtedy sobie powiedziałam: «Bóg mnie nie przekreślił, w Nim mam swoją godność, jestem osobą, nawet jeśli cierpię na schizofrenię, choć jestem na zasiłku społecznym, to wciąż mam swoją godność»”4. W ten sposób wygrała całe swoje życie, „ograbione” także przez chorobę.

3. Wybitny teolog, a zarazem człowiek niepozbawiony osobistych problemów i życiowych tragedii Paul Tillich w kazaniu, jakie wygłosił w kaplicy Świętego Pawła w Columbia University z okazji sześćdziesiątych urodzin, mówił do zebranych: „Łaska dotyka nas, gdy jesteśmy pogrążeni w wielkim bólu i bezsilności. Dotyka nas, gdy idziemy przez ciemną aleję bezsensu i pustego życia. Dotyka nas, gdy czujemy, że nasza separacja jest głębsza niż zwykle, ponieważ czujemy, że zbezcześciliśmy inne życie, to, które kochaliśmy albo od którego się odseparowaliśmy. Dotyka nas, gdy nasze obrzydzenie do własnego istnienia, niedoskonałości, słabości, naszej wrogości i utraty kierunku oraz spokoju staje się nie do zniesienia. Dotyka nas, gdy – rok po roku – osiągnięcie doskonałości życia nie jest możliwe, gdy stare przymusy wciąż panują nad nami tak, jak to czyniły przez dziesięciolecia, gdy rozpacz niszczy całą radość i odwagę. Czasem w takich momentach fala światła wdziera się w nasz mrok i to jest jak głos mówiący: «Jesteś akceptowany, akceptowany przez coś, co jest większe od ciebie i czego nie znasz». Nie pytajcie teraz o to imię; być może odnajdziecie je później. Nie próbujcie teraz robić czegokolwiek; być może później zrobicie więcej. Nie poszukujcie niczego; nie wykonujcie niczego; nie zamierzajcie niczego. Po prostu zaakceptujcie fakt, że jesteście akceptowani!”5.

Jest dużo prawdy i mądrości w spostrzeżeniu, że „chory psychicznie człowiek nie potrafi być obojętny duchowo, chociaż może być obojętny religijnie. [...] Duchowość chorych psychicznie zazwyczaj nie jest spójna z ich religijnością, natomiast jest jakby bardziej odsłonięta. Bardziej odsłonięta jest także ich tęsknota za miłością Bożą”6. Ich cierpienie nie jest ani przekleństwem, ani karą, jest wezwaniem dla nas wszystkich, abyśmy pamiętali, że „Kościół jest duchowym szpitalem” (św. Jan Chryzostom), w którym musimy się troszczyć o siebie nawzajem, biorąc udział w tajemnicy Krzyża („jedni drugich brzemiona noście”, por. Ga 6, 2).

Przypisy
1. S. Mohr, P. Huguelet, The relationship between schizophrenia and religion and its implications for care, „Swiss Med Wkly”, 134/2004, s. 373.
2. M. Golczyńska, Każdy człowiek jest historią świętą – cierpienie psychicznie chorego, [w:] R. Jaworski, A. Rusak, W. Simon (red.), Wobec cierpienia, Płock 2004, s. 119.
3. A. Grün OSB, Jezus – brama do życia, Kraków 2002, s. 100.
4. S. Mohr, P. Huguelet, dz. cyt.
5. R. J. Gilmartin, Droga do pełni życia. Jak odnaleźć fizyczny, psychologiczny i duchowy dobrostan, Kielce 2000, s. 210-211.
6. M. Golczyńska, dz. cyt., s. 118.