Kierownictwo duchowe i wolność

Życie Duchowe • JESIEŃ 48/2006
Fot. Józef Augustyn SJ

Czy kierownictwo duchowe jest konieczne? Czy nie jest swego rodzaju manipulacją ograniczającą wolność?

Pytanie to tylko z pozoru jest proste. W rzeczywistości jest trudne – przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, dotyka tajemnic człowieka, wiary, Kościoła i jego wielowiekowej tradycji. Każda odpowiedź, która nie uwzględnia tego szerokiego tła, okaże się cząstkowa i niepełna. To poważny kłopot, bo w tak wąskich ramach jak nasze nie będziemy mogli dać wyczerpującego wyjaśnienia. Druga trudność polega na tym, że każda odpowiedź – pozytywna lub negatywna – jest w zasadzie możliwa do obrony. Wszystko zależy od tego, co rozumiemy pod tymi pojęciami. Prosty przykład. Nie pomylę się zbytnio, twierdząc, że większość współczesnych chrześcijan, nie wspominając tych dawnych, nigdy w życiu nie usłyszy o czymś takim jak kierownictwo duchowe. Nie znaczy to, że z niego w jakimś sensie nie korzysta, ale na pewno orzekanie o jego konieczności w tym przypadku jest bezcelowe. Tlen też jest konieczny do życia, ale jakoś nikt się takim tematem nie egzaltuje. Z kolei ci, od których oczekuje się, że będą korzystać z kierownictwa duchowego – na przykład kapłani, zakonnicy czy siostry zakonne – nie zawsze do tego oczekiwania się stosują. Czy tym samym bardzo błądzą? Myślę, że tak, ale to z kolei trudno udowodnić.

Pytanie to pozostanie więc bez jednoznacznej odpowiedzi, a cały artykuł niech posłuży raczej temu, by przypomnieć kilka istotnych kwestii. Najpierw nieco sprecyzujemy znaczenie użytych terminów, a następnie zastanowimy się nad rzeczoną koniecznością (konieczne dla kogo i do czego?), bo jest to spora prowokacja dla współczesnego pojmowania wolności.

Samo określenie kierownictwo duchowe nie nastręcza większych kłopotów i w licznych opracowaniach tego tematu znaleźć można taką lub podobne definicje: kierownictwo duchowe to „pomoc duchowa udzielana człowiekowi w jego dążeniu do doskonałości”. W najbardziej ogólnym sensie kierownictwo duchowe jest jedną z podstawowych funkcji Kościoła i jego misji prowadzenia wiernych do zbawienia. Wynika ona z polecenia Chrystusa skierowanego do uczniów po zmartwychwstaniu: Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody [...]. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem (Mt 28, 19-20). Zatem wszystko, co Kościół robi, by wypełnić to zadanie, może być uznane za kierownictwo duchowe – zarówno nauczanie publiczne, jak i prywatne, indywidualne prowadzenia wiernych, na przykład w sakramencie spowiedzi. W tak ogólnym sensie kierownictwo duchowe jest konieczne każdemu wierzącemu. Zwykle jednak przez kierownictwo duchowe rozumie się tę drugą formę działalności, tj. indywidualną pomoc konkretnemu człowiekowi.

Tak wąsko pojmowane kierownictwo duchowe nastręcza wiele nowych trudności. Praktyka indywidualnego kierownictwa obejmuje bowiem tak bogate i różnorodne tradycje, że czasem trudno uwierzyć, iż ciągle jeszcze chodzi o tę samą rzeczywistość. Historia Kościoła dostarczy tu bardzo wiele barwnych i różnorodnych przykładów, nierzadko trudnych do pogodzenia lub nawet nawzajem się wykluczających. Oto tylko kilka z nich.

Wiemy na przykład, że w dawnych bizantyjskich klasztorach żeńskich, opartych na regule św. Bazylego, przełożona (czyli kobieta!) pełniła jednocześnie funkcję kierownika duchowego. Z tej racji miała ona nie tylko prawo, ale i obowiązek obecności w trakcie spowiedzi sakramentalnej swoich sióstr. A nawet więcej: często to ona sama wyznawała spowiednikowi ich grzechy. Dziś praktyka ta stoi w jawnej sprzeczności z oficjalnym nauczaniem Kościoła katolickiego, który zakazał przełożonym, i to nie tylko zakonnym, ingerować w sprawy sumienia ich podwładnych. Wrócimy do tego nieco później.

W Kościele różne były i są też podejścia do konkretnego człowieka. Nie sposób na przykład pogodzić roztropności zalecanej w kierownictwie duchowym przez św. Benedykta z surowością i ascezą rekomendowaną przez św. Kolumbana. Gdy benedyktyński opat miał po ojcowsku „kierować wszystkim z takim umiarem, by i mocni mieli to, czego pragną, i słabi nie uciekli” (Reguła LXIV), to opat kolumbański winien był trzymać wszystko twardą ręką jak pan i przywódca szczepu, który wydaje polecenia i je egzekwuje bez żadnego tłumaczenia. Ślepe posłuszeństwo uchodziło za cnotę, a nieposłuszeństwo było karane. I choć – jak podkreślają eksperci – Benedykt kierował swoje zalecenia do mistrza nowicjuszy zakonnych, a Kolumban do przełożonego już uformowanych mnichów, w praktyce powstały z tego dwie odmienne szkoły duchowości. Może lepszym wyjaśnieniem będzie to, że pierwszy święty był potomkiem i spadkobiercą starożytnych Rzymian, a drugi synem nieokrzesanych i surowych Irlandczyków. Jak w tak nakreślone ekstrema wpisać inne szkoły duchowości, na przykład zalecenie „świętej obojętności” kierownika duchowego u św. Ignacego z Loyoli lub postulaty św. Franciszka Salezego, który – choć sam był zdecydowanie ascetą – nakazywał kierownikowi traktować dusze z szacunkiem i najwyższą delikatnością? Dorzućmy do tego jeszcze i fakt, że do wieku X kierownik duchowy często nie był kapłanem, ale już później odwrotnie – rzadko kiedy nim nie był. To zaś dość łatwo przekłada się na współczesność, między innymi na to, że dziś trudno o kierownictwo duchowe prowadzone przez osobę świecką i poza konfesjonałem.

Wspomniana różnorodność tradycji tłumaczy się tym, że do celu – tj. doskonałości chrześcijańskiej – prowadzą różne drogi. Niektóre z nich zatarły się bezpowrotnie, inne odkrywane są na nowo; tworzą się też zupełnie nowe. Kościół jednak niezmiennie i wytrwale powtarza, że niezależnie od formy kierownictwo duchowe jest ogromną i niezastąpioną pomocą. Zacytujemy tu wyraźne zalecenia Piusa XII, który tak pisał do wiernych: „Uważamy za słuszne wezwać was, ukochani synowie, abyście na drodze do życia duchowego zbytnio nie ufali sobie, ale szukali pomocy tych, którzy by mądrze wami kierowali. [...] Bez takiego roztropnego kierownictwa sumienia normalnie bardzo trudno jest dostosować się do natchnienia Ducha Świętego i łaski Bożej”1. Zalecenie, a nawet nakaz, nie oznacza jednak przymusu czy konieczności, zwłaszcza gdy słowa te wypowiedziane są w przeddzień rewolucji lat sześćdziesiątych.

Żyjemy w czasach triumfu wolności indywidualnej, dlatego – będąc nieco złośliwym – naszemu pytaniu można by postawić zarzut podwójnego ataku na tę indywidualność. Po pierwsze, już samo sformułowanie „kierownictwo duchowe” może budzić (i budzi!) pejoratywne skojarzenia, na przykład z autorytaryzmem i nierównością. Po drugie, sugerowana konieczność tylko wzmaga negatywną lekturę, bo nic tak jak duch ludzki nie wymyka się wszelkim możliwym determinizmom i koniecznościom. Współcześni niczego nie cenią sobie wyżej od własnej wolności, a niczym nie pogardzają bardziej niż nierównością i dyskryminacją poszczególnych ludzi i grup społecznych. W takim kontekście kierownictwo duchowe – nawet w najbardziej dobrotliwym wydaniu – może wypaść źle, bo w jakimś stopniu stawia granice wolności oraz wprowadza rodzaj hierarchii i jednostronnej zależności między jego uczestnikami. Takie rozumowanie jednak jest błędne i złośliwe, bo w istocie rzeczy konieczność i wolność wcale się nie wykluczają, a kościelne zalecenia kierownictwa duchowego nie są atakiem na wolność, ale przeciwnie, jej promowaniem. I tego zamierzamy pokrótce dowieść.

Przynajmniej od kilku stuleci Kościół, jak i cała ludzkość zresztą, wyraźnie darzy rosnącym szacunkiem ludzką wolność. W tym duchu dokonane zostały niektóre istotne zmiany w kwestiach odnoszących się do kierownictwa duchowego i sumienia. Przykładowo Leon XIII dekretem Quemadmodum z 1890 roku zniósł wspomnianą wcześniej starodawną praktykę zakonną otwierania sumienia przed przełożonymi, tak zwaną sprawę sumienia. Podobnie dekret ostatniego soboru Perectae caritatis (por. nr 14) czy kanon 630 Kodeksu Prawa Kanonicznego rozszerzają na wszystkich kościelnych przełożonych zalecenie, aby zostawili podwładnym „należną wolność w zakresie korzystania z sakramentu pokuty i kierownictwa duchowego” i zabraniają w jakikolwiek sposób nakłaniać podwładnych, by otwierali przed nimi sumienia. Trzeba jednak pamiętać, że zapisy te bronią osobistej wolności, ale nie zabraniają tego, co było istotne w starodawnych praktykach, tj. otwierania sumienia przed przełożonymi. Przeciwnie, na przykład kanon 630 Kodeksu Prawa Kanonicznego wydaje się zachęcać do tego: „podwładni powinni z zaufaniem przychodzić do swoich przełożonych, którym też mogą w sposób wolny i nieprzymuszony otwierać swoje wnętrze”. Co ciekawsze, jezuici – zakon bynajmniej nie kojarzony z tradycjonalizmem – jako jedyni poprosili Stolicę Apostolską o przywrócenie tak zwanej sprawy sumienia. Od Piusa XI w 1923 roku uzyskali na nią zgodę i do dziś ją praktykują.

Klucz do pogodzenia wolności z koniecznością tkwi w naturze ludzkiej. Człowiek jest z natury istotą paradoksalną – jak o tym przypomniał w trafnych sformułowaniach ostatni Sobór – „będąc bowiem stworzeniem, doświadcza on z jednej strony wielorakich ograniczeń, z drugiej strony czuje się nieograniczony w swoich pragnieniach i powołany do wyższego życia”2. By żyć w zgodzie z samym sobą, ciągle musi rozeznawać i wybierać pomiędzy różnymi możliwościami. Wewnątrz tego procesu rozeznawania i wyborów tworzy się miejsce na kierownictwo duchowe. Paradoksalnie to wewnętrzne rozdarcie jest najbardziej sprzyjającym środowiskiem dla wzrostu ludzkiego ducha. Dobitnie wyraził to Henri de Lubac: „Zarówno po to, by mógł się rozrastać, jak i dla własnego rozwoju duch potrzebuje warunków niezbyt sprzyjających [a on wiedział, co znaczą „niezbyt sprzyjające warunki”, i to wewnątrz struktur kościelnych]. Nadmiar wolności destabilizuje go i pozbawia powagi”3. Można więc stworzyć taką regułę: im większą wolnością dysponuje człowiek, tym jaśniejsze muszą być granice, jakie jej stawia, tym ważniejsze staje się życie wewnętrzne, a tym samym kierownictwo duchowe.

Nie dziwi więc wzrost zapotrzebowania na kierownictwo duchowe – i to nie tylko w Kościele – po burzliwych latach rewolucji obyczajowej. Wyrzucone drzwiami w latach sześćdziesiątych zakazy i nakazy wracają oknem (duszy) jako potrzeba kierownictwa duchowego, autorytetu i mistrza.

Przypisy
1. Por. Pius XII, Menti nostrae, [w:] „Acta Apostolicae Sedis”, 42/150, s. 657-702.
2. Sobór Watykański II, Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym, 10.
3. H. de Lubac, Paradoksy i Nowe paradoksy, Kraków 1995, s. 63.